- Krzysztof Brede w rozmowie z Goal.pl mówi o tym, czy Podbeskidzie jest w Betclic 2. lidze tylko na sezon
- Opowiada o trudnym początku nowego sezonu po dramatycznym spadku z ligi
- Mówi też, czy w 2. lidze brakuje VAR-u, czym jest proces i czy pod Klimczok trafiły “syte koty”
“Nauczyłem zajmować się tym, na co mam wpływ”
Słodko-gorzki ten powrót do Podbeskidzia, prawda?
Ja na to tak nie patrzę. Bardziej szalony.
Dlaczego?
Kompletnie się powrotu do Bielska-Białej nie spodziewałem. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Co prawda, zawsze miałem gdzieś z tyłu głowy, że chciałbym wrócić do Podbeskidzia, ale nie myślałem, że stanie się to tak szybko. Zawsze miałem też cel, żeby było to w jak najlepszym momencie dla klubu, w jak najwyższej lidze.
Gdy kończyłem sezon w Chojniczance Chojnice nawet nie myślałem przez minutę o tym, że mogę trafić do Bielska. Pięć dni przed startem przygotowań nadeszła oferta i zdecydowałem się na taki ruch. Długo nie musiałem się zastanawiać.
Jeden punkt po trzech kolejkach, gdzie generalnie tylko Polonia Bytom była na papierze rywalem z gatunku tych mocniejszych, to chyba nie jest zbyt dobry bilans? Nie tak wyobrażali to sobie kibice, a także wszyscy w klubie.
No tak. W każdym meczu chcemy wygrywać, ale piłka jest taka, że wszystko trzeba wywalczyć na boisku. Nie mamy zamiaru się załamywać, płakać, czy opuszczać głów. W tej lidze nie ma łatwych meczów. Dopiero po spotkaniu można powiedzieć, że było ono łatwe, czy przyjemnie, szczególnie, gdy się popatrzy na wynik. To się bierze stąd, że w tej lidze nie ma również łatwych rywali. Od lat ostatni zespół może wygrać z pierwszym. Właściwie każdy może pokonać każdego. To znacząca specyfika tych rozgrywek.
Wielu jednak po transferach spodziewało się, że zespół ruszy z impetem od pierwszej kolejki.
Kibice mają takie prawo, ale trzeba też być realistą. Zmieniając ponad 20 zawodników są dwie możliwości. Albo wszystko momentalnie zatrybi i będziemy dorabiać teorię do tego, że w przeciągu kilkunastu dni wszystko świetnie wypracowaliśmy, albo z drugiej strony raz będzie lepiej, a raz gorzej.
Na wypracowanie wielu elementów gry potrzeba czasu. Piłka nożna to jest system zachowań, którego nie da się wypracować z dnia na dzień. Pewnie, można dorabiać do tego teorię i mówić, że przeprowadziło się kilka treningów i ma się patent na wygrywanie, ale moim zdaniem to tak nie działa.
Czyli nie ma czegoś takiego jak “efekt nowej miotły”?
To jest nawet naukowo udowodnione, że jeżeli “efekt nowej miotły” zadziała, to będzie to na kilka kolejek, a później jest powrót do tego samego. Najważniejsza jest mądra i ciężka praca i to wszystko trzeba wypracować. Nie jest tak, że ktoś przyjdzie i ma patent na wygrywanie.
Co może zadowalać po tych kilku tygodniach?
Przede wszystkim koncentracja zawodników na tym, co chcemy robić, jak grać. Widzę chęć ciągłej korekty, rozwoju na tym, aby dążyć do tego, żeby wyglądać na boisku coraz lepiej.
Z tych spraw, które mogą jednak trochę martwić, to m.in. mecz Pucharu Polski ze Stomilem Olsztyn pokazał, że są problemy ze skutecznością.
Tak, to na pewno był problem, ale nie jest łatwo od razu nauczyć się wszystkiego. Wiele elementów przy wykończeniu akcji to są automatyzmy, które potrzebują czasu, aby się dograć. Trzeba pamiętać, że spora część tego zespołu nie miała szans przejść ze sobą całego okresu przygotowawczego. To później wychodzi.
Wierzę w to, że z każdym meczem nasza drużyna będzie dojrzewać i poprawiać skuteczność. Można wykreować dwie sytuacje stuprocentowe i obie wykorzystać i wtedy powiemy, że nie ma problemu ze skutecznością. A jak z kolei stworzymy 20 sytuacji, z których wiadomo wszystkich nie wykorzystamy, to będziemy mówić, że jest problem. My w ostatnim meczu stworzyliśmy szesnaście okazji bramkowych, z czego dwie wykorzystaliśmy. To mały procent, ale patrząc na ogół, pozwala to wygrać mecz.
W perspektywie, Podbeskidzie będzie chciało dominować, grać piłkę kombinacyjną, atak pozycyjny?
Chciałbym, żeby to był zespół, który gra “futbol na tak”. Atakuje odważnie, zdecydowanie, jak najwyżej tylko może. Nie zależy mi na posiadaniu piłki dla samego posiadania i graniu w poprzek boiska. Chcę, żebyśmy potrafili przygotować atak, przyspieszyć i doprowadzić do finalizacji oraz zdobyć gola. A potem znów, wysoko zostać w aktywnej obronie. Jeżeli trzeba będzie grać nisko w defensywie, to szukać momentu, aby jak najszybciej odebrać piłkę. Tak chcielibyśmy grać.
Sporo było w tych pierwszych meczach takich piłek za linię obrony, to też jest sposób, który będziecie chcieli często wykorzystywać?
Tak. Wiele zespołów będzie chciało zagrać z nami w niskiej obronie i będzie trzeba szukać przyśpieszenia właśnie poprzez piłki za linię obrony, bo chcemy wykorzystać tę przestrzeń.
Da się w ogóle rywala na poziomie 2. ligi zdominować?
Myślę, że ta liga jest tak nieobliczalna, że jest o to trudno. Ciężko o takie mecze, w których rywal byłby tak zamknięty, żeby nie stworzył żadnej sytuacji. Coraz więcej jest takich spotkań, że przeciwnik wytwarza przynajmniej jedną, dwie dogodne sytuacje. Nawet na naszym poziomie jest tak, że drużyna, która kontroluje grę jest bardzo mocno narażona na kontrę i błąd w fazach przejściowych.
Co było ciekawego w pierwszych trzech kolejkach w grze Podbeskidzia?
Przede wszystkim chęć działania. Piłki za linię obrony i do tego ataki bocznymi sektorami. Mała gra na skrzydłach. W meczu z Olimpią Elbląg stworzyliśmy kilka sytuacji, ale byliśmy zbyt mało skuteczni, aby zdobyć bramkę. Z Pogonią Grodzisk Mazowiecki zagraliśmy słabszy mecz, aczkolwiek było kluczowe pięć sytuacji, w których brakowało takiego ostatniego podania, gdzie moglibyśmy wpaść w pole karne i zagrozić bramce. Grając w 10. w końcówce meczu stworzyliśmy sobie dwie stuprocentowe okazje, których nie wykorzystaliśmy. To pokazuje, że gramy do końca w każdym meczu i chcemy walczyć o korzystny rezultat. To jest właśnie zalążek “góralskiego charakteru”. W meczu z Polonią Bytom, przeciwko zespołowi, który jest jakościowy i zgrany, uniemożliwiliśmy komfortowe rozgrywanie piłki. Do tego mieliśmy swoje sytuacje i znów, wracając do skuteczności, już w pierwszej połowie mogliśmy ustalić wynik i rozmawialibyśmy w innych nastrojach. Takie Podbeskidzie, jak z Polonią w pierwszej odsłonie chce widzieć i prowadzić.
Jest trener zadowolony z letnich transferów?
Myślę, że z ostateczną oceną należy poczekać, ale raczej jestem zadowolony. Niemniej wiem też, że zawsze może być lepiej. Potrzeba jednak czasu, aby zespół dojrzał, zrozumiał siebie wzajemnie. Może być tak, że jeszcze jedna, dwie osoby do nas dojdą.
Coś więcej o tych dwóch zawodnikach?
Nie zamykamy się, że tylko Polacy, albo zagraniczni. Może to być jeden piłkarz, który będzie ze statusem młodzieżowca oraz jeden senior do ofensywy. Chodzi o zawodników, którzy będą mieli dużą jakość, po to, aby od pierwszego dnia być wzmocnieniem, a nie tylko uzupełnieniem.
Nie uważa pan, że klub musi mieć scouting z prawdziwego zdarzenia?
Powinien. Pracujemy nad tym i mamy związane z tym plany, ale wiemy też, w którym miejscu jesteśmy. Klub przechodzi wiele zmian. Po rozmowie z prezesem i właścicielami chcemy zbudować dobry dział. Dzisiaj być może nie jest on zbyt szeroki, ale staramy się w trzy, cztery osoby pracować nad tym, aby te transfery robić na tyle dobre, na ile pozwalają nam możliwości.
Współpracujemy też z ludźmi, którzy są odpowiedzialni za sprofilowanych zawodników, ale docelowo chcielibyśmy, aby Kamil Binda (manager ds. sportowych – red.), który za to odpowiada, miał do pomocy przynajmniej jedną osobę. Jesteśmy otwarci nawet na takich ludzi, którzy są pasjonatami, kibicami Podbeskidzia i oni – według naszych wytycznych – byliby w stanie oglądać zawodników. Chcemy takich ludzi, którzy poświęciliby się dla dobra klubu.
Polecamy także: Marcin Sasal: Zawód trenera nieco podupadł. Garną się do niego ludzie bez talentu, charakteru i umiejętności [WYWIAD]
Był trener przedstawiany także jako dyrektor sportowy.
Jestem przede wszystkim pierwszym trenerem. Nie mamy dyrektora sportowego. W kilka osób uzupełniamy się w tej kwestii. Z pewnością będziemy o tym myśleć w przyszłości, ale na dzisiaj dajemy radę ogarniać to sami.
Do klubu wrócił m.in. Kornel Osyra, były jeszcze jakieś nazwiska w grze z tego zespołu, z którym awansowaliście do PKO Ekstraklasy?
Były takie rozmowy. Jednak niektórzy mieli ważne kontrakty, w innych przypadkach byli poza naszymi możliwościami finansowymi. Na pewno gdyby wyszły te ruchy, które planowaliśmy, to kształt zespołu byłby o 20 procent inny.
Nie ma pan takiego odczucia, że w zespole jest zbyt dużo piłkarzy, którzy są już raczej bliżej końca, niż początku? W sensie – mówiąc wprost – że jest trochę mało graczy, którzy są głodni gry i sukcesów? Takie opinie też się pojawiały.
Kompletna bzdura. Mamy w drużynie ludzi bardzo ambitnych, głodnych i chcących tu działać. Cała grupa doświadczonych graczy nie chce tylko być w Podbeskidziu, ale chce coś zrobić dla Podbeskidzia. Każdy z zawodników jest świadomy swojej roli, każdy wie, po co się tu znalazł.
Prowadzę ten zespół na ściśle określonych zasadach i wartościach. Sztab i piłkarze wspólnie pilnują przestrzegania regulaminu, który razem ustaliliśmy i dbają o dobrą atmosferę oraz o kształt i funkcjonowanie szatni.
Dlaczego zdecydowano się na doświadczonego bramkarza, wiele klubów stawia na młodzieżowca na tej pozycji?
To jest kwestia koncepcji, tego co mamy i na co się decydujemy. My postawiliśmy na doświadczonego bramkarza, dlatego też w polu mamy młodzieżowców.
Jak zmieniał się Krzysztof Brede od odejścia z Podbeskidzia?
Cały czas lubię pracować. Mam z tego radość i dużo energii. Z pewnością także nauka, rozwój na podstawie rozmów, spotkań, kursów i staży. Patrzę jak piłka się zmienia, jak moi koledzy pracują w innych klubach. Rozmawiamy, wymieniamy się opiniami. Nawet z selekcjonerem Michałem Probierzem, który jest mi bliską osobą, dyskutujemy o trendach, nowościach w piłce.
Trener to taki zawód, że cały czas musi się uczyć i nadążać za tym, co proponują ci lepsi. Poza tym jestem bardziej świadomy pewnych rzeczy, mechanizmów. Dużo czasu poświęcam na przygotowanie mentalne, podejście psychologiczne do zawodników, bo to jest w dzisiejszych czasach jest niezwykle istotne. Kompetencje miękkie dużo dają i mocno wpływają na drużynę.
Nie boi się pan, że patrząc na ostatnie kadencje trenerów, może się pan pożegnać ze stanowiskiem szybciej, niż zakłada?
Trenerzy muszą się z tym liczyć. Ja jestem przekonany do swojej pracy, niemniej mam z tyłu głowy, że ten zawód jest obarczony zwolnieniem. Ale nie myślę o tym. Wierzę w drużynę, sztab, wszystkich ludzi w klubie, że widzą moją pracę każdego dnia, a nie tylko wynik. Jaki klimat tworzę wokół drużyny, jak dbam o wizerunek Podbeskidzia. Zajmuję się tymi sprawami, na które mam wpływ. Tego się nauczyłem. Nie interesują mnie plotki, opinie.
Ocena może być różna. Wygramy 5:0, a i tak ktoś powie, że to tylko 5:0. Jak wygramy z kolei 1:0, to inna osoba napisze, że super wynik i liczy się tylko zwycięstwo. Cieszę się każdym dniem w pracy, daje mi to dużo radości. Są jednak pewne rzeczy na boisku, na które już nie mam wpływu i rozumiem to.
Denerwujący jest brak VAR-u w 2. lidze?
To jest takie niejednoznaczne. Jak VAR ma pomóc, to chcesz, żeby był. Jak ma z kolei zadziałać przeciwko tobie, to go nie chcesz. Trzeba zaakceptować to, co jest. Jeżeli ja miałbym się wypowiedzieć, to wolę piłkę bez VAR-u – to jest może kontrowersyjne – ale to dodaje dodatkowych emocji. Jeżeli jest błąd sędziego, to ludzie o tym jeszcze dzień, dwa po meczu rozmawiają.
To jest wpisane w piłkę.
Dokładnie. W emocje, które są wpisane w przyjście na stadion. To się nakręca i powoduje, że widełki tego, co można doświadczyć na meczu są ogromne.
Może pan zadeklarować, że celem Podbeskidzia jest awans?
Nie chcę deklarować. Chcę, żeby zespół grał skuteczny futbol, a wiadomo, co za tym idzie. Jestem ambitnym człowiekiem i chciałbym awansować do 1. ligi z Podbeskidziem. W piłce można planować, a nie gwarantować. Najważniejsze to mieć wyznaczony cel, czasami trwa on rok, czasami dwa lata, czasami trzy, ale trzeba dążyć do jego realizacji.
Dziękuję za rozmowę.
Dzięki wielkie.
Sprawdź ostatnie materiały wideo związane z Ekstraklasą
Komentarze