Emocje wzięły górę u wszystkich. Jak z boku wyglądał baraż Wisły z Puszczą

Piłka jest pełna paradoksów, a nigdzie indziej droga od bohatera do zera nie jest krótsza. Tyle rzeczy – drobnostek, niuansów – mogło się wydarzyć po drodze do klęski Wisły z Puszczą, by zamiast gromkiego „wypier**lać” po ostatnim gwizdku barażu, było noszenie na rękach. Strzał w poprzeczkę z Zagłębiem Sosnowiec jeszcze przy wyniku 1:1. Strzał w słupek na samym początku drugiej połowy przeciwko Puszczy – pewnie gdyby padł gol, zagotowałoby się mocno. Ba, mam głębokie poczucie, że pożegnania w rytmie wspomnianego słowa też by nie było, gdyby mecz skończył się wynikiem 1:2, za to bez przewracania się o własne nogi Borisa Moltenisa i bez gola strzelonego później przez rywala z pozycji parteru, mimo otoczenia go zawodnikami Wisły.

Wisła - Puszcza
Obserwuj nas w
Na zdjęciu: Wisła - Puszcza
  • Wisła Kraków przegrała z Puszczą Niepołomice 1:4 i nie zagra w finale barażów o Ekstraklasę
  • Emocje po tym spotkaniu udzieliły się wszystkim – nie wyłączając kibiców i trenera gospodarzy
  • Puszcza, z drużyny, która była wiślakom obojętna, stała się jej bestią negrą. I dało się to usłyszeć

Akceptacja z datą ważności

Kibice Wisły Kraków mieli kilka lat, by przywyknąć do ich roli w łańcuchu pokarmowym. Duch złotej ery Bogusława Cupiała wciąż się tu unosi, wciąż w głowach wielu jest nostalgia za czasami, w których sezon w rodzimej lidze był tylko etapem przygotowań do europejskich – najczęściej jednak nieudanych – bojów. A jednocześnie pojawiła się chwilowa akceptacja sytuacji, w której Wisła jest, gdzie jest. Nie mylić ze zobojętnieniem, bo 24 tysiące biletów wykupionych na baraż dosłownie w kilka chwil, nie wzięło się z przypadku i też nie było jednorazowe – przy stadionie częściowo wyłączonym z użytku, Wisła przez cały rok zachwycała frekwencją. Doping? Niesamowity, w 90 proc. pozytywny, wspierający. Nieustający, z przesłaniem wykrzyczanym przez młynowego: Słyszę zwątpienie, słyszę brak wiary. A tu trzeba, jakby jutra miało nie być! Na przekór temu, co tam się dzieje, na przekór temu, co nas dziś może spotkać! Zadziałało błyskawicznie, bo „głośno” znów przerodziło się w „bardzo głośno”. Przy 1:2 można było odnieść wrażenie, że jeśli Wisła wyciągnie remis, zrobi to w dużym procencie dzięki kibicom, którzy ją nieśli. Zresztą to dzięki nim Kewin Komar zarobił żółtą kartkę. Gdy bramkarz Puszczy kolejny raz zwklekał ze wznowieniem gry, Piotr Lasyk wracał na środek boiska. Był tyłem do niego, sytuacji nie widział. Zareagował na oburzenie z trybun, które było wystarczającym sygnałem, by zrozumieć, co za jego plecami (znów się dzieje).

Wspomniana wcześniej akceptacja ma jednak jedno zastrzeżenie – bardzo krótki termin ważności. Emocjonalne pomeczowe „wypie**alać” oznacza, że ten się kończy (skończył?). To samo słowo przywitało we wtorek wychodzących na rozgrzewkę piłkarzy Puszczy. Później było jeszcze beznadziejne lżenie 19-letniego bramkarza rywali, który zawinił co najwyżej najpopularniejszym cwaniactwem świata – opóźnianiem gry, gdy ma się korzystny wynik. Tymczasem doczekał się swojej przyśpiewki, w której po wypikaniu inwektyw, zostałoby chyba tylko jego nazwisko. Swoją drogą to symboliczne dla zmian zachodzących w ekosystemie. Puszcza przez lata funkcjonowała sobie gdzieś obok Wisły. Nikomu nie wadziła. Gdy wygrywała swoje mecze, dla fanów Białej Gwiazdy było to OK. Gdy przegrywała – tak samo. Słowem jedyną emocją, jaka dla kibiców Wisły wiązała się z Puszczą, była obojętność (o ile można ją nazwać emocją). Fakt, że klub ze spokojnego, niewielkiego miasteczka, stał się bestią negrą 13-krotnego mistrza Polski, który nagle wzbudza nie tylko antypatię, ale i strach o wynik, musi być bolesny.

Pełna symbolika

Symboliczne – dla pokazania wpływu na swoją drużynę przez trenera – jest też to, że wynik otworzył Kamil Zapolnik. Piłkarz chwilę wcześniej wprowadzony przez Tomasza Tułacza, który zapewne nie najłatwiejszą decyzją – zarzuconą już w 24. minucie wędką dla innego swojego piłkarza – uchronił swój zespół od osłabienia. Żeby przypomnieć sobie, kiedy Radosław Sobolewski ostatni raz pomagał swojej drużynie zmianami, trzeba by sięgać pamięcią bardzo daleko. No chyba, że we wtorek, bo faktycznie wejście w przerwie Jamesa Igbekeme i Bartosza Jarocha przyniosło sporo korzyści, jednak namacalnie losów meczu nie odmieniło, a dodatkowo zrodziło pytanie o sens tak zestawionej podstawowej jedenastki. Nawet Josep Guardiola w przeszłości dostawał po głowie, gdy dziwnymi zmianami próbował zaskakiwać rywali, a najmocniej zaskakiwał swoją drużynę.

Meczowe zachowanie trenera Wisły też świadczyło o mentalnym nie dojechaniu na mecz. Można uznać to za mało znaczący fakt, jednak w oczy rzucało się aż nadto – gdy Tomasz Tułacz stał spokojnie przy linii, Radosław Sobolewski wydeptał od prawa do lewa całą strefę przy ławce. Nerwowość przebijała się przez każdy jego ruch, co z jednej strony nie może dziwić – sam określil starcie z Puszczą najważniejszym w swoim życiu – z drugiej: mogła udzielić się piłkarzom.

Niecodzienna konferencja Sobolewskiego. Trzy zdania i… koniec
Radosław Sobolewski

Sobolewski zdziwił swoim zachowaniem nawet rzecznik prasową Wisły Te zdania to: – Mało rzeczy nie lubię w życiu, ale jednej nienawidzę – zawodzić w drodze do zakładanego celu. Z tego miejsca chciałem wszystkich przeprosić. A jednocześnie podziękować za ciężką pracę, którą wykonaliśmy w klubie. Jego wyjściem była zaskoczona rzeczniczka Wisły Kraków, która skwitowała to słowami:

Czytaj dalej…

Sobolewskiego żal. Nawet jeśli trudno zaakceptować jego wyjście z konferencji (choć można zrozumieć powód – sytuacja, gdy emocje biorą górę nad chłodną głową nie jest znów taka rzadka), gdy trener – tak wspierany przez własnych kibiców – powinien im wyjaśnić, dlaczego Wisła w tym barażu zmieniła się w takie dziwadło. Z sześcioma piłkarzami kojarzonymi bardziej z defensywą niż konstrukcją, gdy rywal nie słynie z huraganowych ataków, a wręcz przeciwnie. Dlaczego mając masę materiału z trzech poprzednich meczów z tym rywalem w obecnym sezonie, Wisła znów traciła bramki po stałych fragmentach gry. Jakby ktoś zresetował pamięć i wszystko, co działo się w ostatnim roku, jakby ktoś pozbawił Sobolewskiego nagrań. Jeśli Sobolewski zbyt mocno kocha Wisłę – bo ma ją w sercu i nikt w to nie wątpi – może nie powinien w ogóle jej prowadzić, bo brak oddzielenia rozumu od emocji niczemu dobremu jeszcze nigdy nie służył. Dziennikarze – w większości, bo tacy zaangażowani emocjonalnie w Wisłę też oczywiście są – nie przychodzą na takie konferencje z wypiekami na twarzy i z poczuciem spełnianego marzenia. Są tam – jakkolwiek patetycznie to zabrzmi – jako pośrednicy między trenerami a kibicami, a obserwując komentarze fanów w Internecie widać jak na dłoni, że oni tych odpowiedzi oczekiwali. Nie wszystko można wytłumaczyć emocjami.

Nagłe wyjście trenera Wisły z konferencji zaskoczyło rzeczniczkę klubu, która po prostu za to przeprosiła, ale i wywołało reakcję w postaci nieplanowanej wcześniej konferencji Jarosława Królewskiego. Jej zapis w plejerce poniżej.

Dla Wisły awans do Ekstraklasy znaczył tyle samo, co dla reszty drużyn z barażów, ale ważył już znacznie więcej. Kolejny rok na zapleczu to kolejne dziury do zasypywania w największym w I lidze budżecie. Nawet jeśli Wisła awansuje za 12 miesięcy, baraż z Puszczą i dodatkowy sezon, gdzie trzeba finansowo kombinować, by się wszystko spięło, może odbijać się czkawką latami.

Komentarze