Przyczyna ostatnich klęsk Wisły Kraków nie leży w podejściu władz tego klubu do mediów. Ale niechęć do nich jest dość znaczącym papierkiem lakmusowym do opisania, jak zamkniętą twierdzą stara się być ten klub. Pytanie tylko: po co?
Relacje w Wiśle Kraków. Druzgocący fragment
Dwa akapity środowego tekstu Janekxa na Goal.pl najlepiej odpowiadają na pytanie, dlaczego Wisła Kraków ma znacznie dalszą drogę do odbudowania się niż powinna mieć. Całość przeczytać możecie w tym miejscu, ale niżej wkleję tylko cytat, na który chciałbym rzucić nieco światła. W felietonie Janka nie był on najważniejszy, mógł nawet zginąć gdzieś między naładowanymi konkretami zdaniami, choć gdyby się zastanowić, jest chyba najbardziej druzgocący.
Jakub Błaszczykowski miał duże pretensje do prezesa Władysława Nowaka o pojawienie się informacji (podanej przeze mnie dzień po porażce w Chojnicach) o rozmowach z Dariuszem Banasikiem, dlatego też prezes zaprzeczył że takie rozmowy były toczone a jedynie potwierdził rzekome poszukiwanie numeru kontaktowego. To były kurtuazyjne tłumaczenia, bo gdyby trener Banasik zdecydował się na rozwiązanie ważnej umowy z Radomiakiem, w piątek zasiadłby na ławce rezerwowych Białej Gwiazdy.
To jest rzecz, której nigdy nie zrozumiem – tworzenie wielkich tajemnic przed mediami i ustawianie ich wśród klubowych priorytetów. W przeszłości były już podejmowane poszukiwania kretów przez sprzedawanie pracownikom błędnych informacji i obserwowaniu, która z nich trafi “na rynek”, co – jak sądzę – tworzyło dość patologiczne środowisko pracy oparte na braku zaufania. Nie wszystko oczywiście powinno opuszczać klubowe mury, ale w tym kontekście – mówimy o rozmowach z potencjalnym nowym trenerem – w Wiśle nie działo się nic, co nie działoby się w innych klubach. Informacje o Koście Runjaiciu w Legii stały się powszechne na długo przed oficjalną prezentacją trenera. Albo o transferze Bartosza Nowaka do Rakowa. Gdy Tomasz Włodarczyk z Meczyków ujawnił zainteresowanie wicemistrzów Polski Saidem Hamuliciem, Michał Świerczewski w wywiadzie na żywo po prostu przyznał, że coś jest na rzeczy.
Informacje mają to do siebie, że wszędzie wypływają. I co? I nic. Raków jest pierwszy, Legia druga. Nowak strzela jak dla Górnika, Runjaić punktuje lepiej niż w Pogoni.
Tylko w Wiśle jest problem, bo ktoś się dowiedział, że ta rozmawia z Banasikiem.
Odwieczna niechęć do mediów
Jakub Błaszczykowski nigdy nie przepadał za mediami, prawdopodobnie kiedyś uznał, że te go krzywdzą. Może nawet miał rację, bo afera biletowa po Euro 2012 spowodowana słowami wypowiedzianymi w fatalnym timingu pewnie była rozdmuchana za bardzo w stosunku do jej istotności, a samemu ówczesnemu kapitanowi kadry przyklejono mało korzystną łatkę. Gdy tracił opaskę, media raczej temu przyklasnęły. Później podważały sens powołań dla niego, kiedy miał problemy z grą w klubie (swoją drogą po Euro 2016 mógł się poczuć zwycięzcą tej konfrontacji). Jako piłkarz w pewnym momencie postanowił te media kontrolować. Był jedynym zawodnikiem, który w ciągu 15 lat mojej przygody z dziennikarstwem sportowym, przed udzieleniem wywiadu w mixed zonie wypytywał każdego trzymającego dyktafon o nazwę redakcji, by przedstawicieli tych w jego uznaniu wrogich móc po prostu z rozmowy wyeliminować. W ostatnich latach gry w reprezentacji do strefy wywiadów jako jedyny nie przychodził już wcale.
Nie piszę tego, by przedstawić Błaszczykowskiego w negatywnym świetle, bo nic z tych rzeczy wyżej nie było czymś nadającym się do linczu. Wystarczająco mocno pokazuje to jednak genezę chorobliwych wręcz prób odgradzania się od mediów. A ich od informacji z Wisły. Tylko czemu ma to służyć?
Problem jest w tym, że rola Jakuba Błaszczykowskiego się zmieniła i to, co jako piłkarz stawiał wśród priorytetów, powinno zajmować dziś miejsce w którymś tam szeregu, a nie wychodzić przed pierwszy. Oczywiście brak tworzenia murów przed mediami raczej nie pomaga w budowaniu klubu, wątpliwe, że Wisła tylko dzięki otwartości nie spadła z Ekstraklasy. Ale i przeszkadza dużo mniej, bo rzeczy najważniejsze ustawione są we właściwy sposób. Wisła dziś ma milion kłopotów – od tego, w jakiej znalazła się lidze, przez sytuację w tabeli, problemy z finansowaniem klubu, wizją na jego dalszą budowę (odbudowę), zachęcanie a nie zniechęcanie największego aktywu, czyli kibiców, po niepewność, co dalej, gdyby Biała Gwiazda miała stać się odpowiednikiem Hamburga z drugiej ligi niemieckiej.
Nie jestem przekonany, że w tej sytuacji pretensje współwłaściciela klubu do nowego prezesa o tak – przepraszam za kolokwializm – pierdołowatą rzecz, jak wyciek rozmów z Dariuszem Banasikiem (nawet nie wiemy, czy Nowak miał z tym coś wspólnego), pomaga w budowaniu atmosfery. Przy tylu rozsypujących się relacjach zaraz rozsypie się kolejna.
Kto będzie chciał przyjść do Wisły?
Wszystko może być bez znaczenia, jeśli rządzące Wisłą trio sprzeda swoje udziały, ale na dziś trudno być przekonanym, że to nastąpi. A informacje o pretensjach z błahych powodów tylko wzmacnia wizerunek Wisły jako toksycznego środowiska pracy. Co znaczenie ma już dość spore. Wyobraźmy sobie, że po odejściu Jerzego Brzęczka ktoś znów wpadnie na pomysł zbudowania działu sportowego (swoją drogą w ostatnich piętnastu miesiącach w Wiśle wyglądało to tak: dyrektor sportowy na lata po ogłoszeniu nowej, długofalowej wizji klubu; brak dyrektora sportowego po pół roku, “nie planujemy mieć nikogo w jego miejsce”, Jerzy Brzęczek osobą łączącą funkcję trenera i dyrektora sportowego; co dalej?). Raczej nie spodziewałbym się kolejki chętnych do zajęcia tego stanowiska wśród osób o najwyższych kompetencjach, gdy każdy wie, że na przyjściu do Wisły można tylko stracić. I wizerunkowo, i nerwowo. Że zaraz może stać się osobą, której patrzy się na ręce nie tylko, by ocenić ich pracę, ale i by udowodnić mu, że jest kretem.
Szanowny Panie redaktorze. Nie wiem czy Pan wie, chyba jednak nie, więc Panu podpowiem : W biznesie jest taka zasada: Interesy lubią ciszę. 🙂 Proszę przemyśleć. 😁