- 3 października 2022 Wisła Kraków ogłosiła nazwisko następcy Jerzego Brzęczka. Był nim Radosław Sobolewski
- W komunikacie na stronie klubu zamieszczono zdanie o kontrakcie obowiązującym do końca sezonu 2022/23, który automatycznie przedłuży się w przypadku awansu do Ekstraklasy. Kontrakt został przedłużony mimo braku awansu
- Z okazji pierwszej rocznicy Sobolewskiego na stanowisku podumowujemy tę kadencję
Pierwszy od czasów Skowronka
Ostatnim trenerem, który wytrzymał w Wiśle więcej niż rok, był Artur Skowronek. Będący dziś bez pracy szkoleniowiec wytrwał dokładnie 380 dni, czyli o 15 dni dłużej niż aktualny opiekun Białej Gwiazdy. Na pewnym etapie obie kadencje były do siebie podobne – przejęcie drużyny w kryzysie, po kilku tygodniach opanowanie go i zaliczenie serii bardzo dobrych wyników. W przypadku Radosława Sobolewskiego było to sześć kolejnych zwycięstw na starcie rundy wiosennej poprzedniego sezonu, w przypadku Skowronka bilans 6-1-0 po wcześniejszych trzech premierowych porażkach. Później w obu przypadkach było co najwyżej średnio i trudno nie odnieść wrażenia, że obu ratowało to samo – chwilowe wzloty.
To, co dzieliło Wisłę Skowronka i Wisłę Sobolewskiego – poza poziomem rozgrywkowym, bo przecież w przypadku tego pierwszego mówimy o występach w Ekstraklasie – to kierunek, w jakim podążał zespół. Wisła Skowronka grała coraz gorzej nie pozostawiając żadnych nadziei na uratowanie sytuacji, mimo że trener dostał znacznie ponad połowę rundy jesiennej na zaprezentowanie światu jakiegokolwiek symptomu nadchodzących lepszych czasów. Wisła Kraków Sobolewskiego nie ma za to jednoznacznego kierunku, co niby z założenia daje więcej nadziei niż w przypadku Skowronka, ale jest przedziwna i ciągła jazda w górę i w dół, bez żadnej stabilizacji. Chyba, że stabilizacją nazwiemy przeciętność, bo od momentu zakończenia wspomnianej w akapicie wcześniej zwycięskiej passy, w dwudziestu kolejnych spotkaniach Biała Gwiazda zanotowała bilans 8-5-7 – czyli niemal idealnie przeciętny. A chyba nie o to chodziło.
Jak to się stało, że przetrwał rok
Z jednej strony nie dziwi zachowanie Radosława Sobolewskiego na stanowisku – zwłaszcza po wysoko wygranych meczach z mocnymi w skali ligi Arką Gdynia (5:1) i Motorem Lublin (4:1) – z drugiej zastanawia powód stuprocentowego zaufania ze strony prezesa klubu. Jeśli zaufanie jest zwierciadłem dokonań, to nie da się nie wrzucić kamyczka do tego ogródka. A nawet kilku. Bo na wiele argumentów są kontrargumenty – Sobolewski wyprowadził Wisłę na prostą, ale przegrał większość najważniejszych meczów, które w gruncie rzeczy bezpośrednio decydowały o awansie. Udało mu się wejść do barażów (co patrząc na położenie Wisły po jesieni jest na pewno pozytywem, nawet przy braku osiągnięcia czołowej dwójki, gdy była na wyciągnięcie ręki), ale tam został rozbity przez Puszczę Niepołomice, tracąc na dodatek dwa gole po stałych fragmentach gry – czyli w sposób, w który rywal już wcześniej karał Wisłę i o którym wiadomo, iż ta broń wymaga największej neutralizacji. Jeśli już wygrywał w obecnym sezonie, zdarzało się robić to bardzo efektownie, ale problem w tym, że znacznie częściej zdarzało się nie wygrywać w ogóle. Można pokusić się nawet o teorię, że w ciągu ostatniego roku największym sukcesem Radosława Sobolewskiego jest wywalczenie sobie tak mocnej pozycji u Jarosława Królewskiego. Znacznie mocniejszej, niż zasłużył.
Być może wśród powodów przejścia suchą stopą przez pierwszy rok jest to, co prezes Królewski mówił jeszcze w sierpniu. – Wniosek jest taki, że jeśli do zmiany ma ostatecznie dojść, to nie będzie to tylko zmiana dla samej zmiany, żeby uspokoić nastroje na trybunach czy w mediach społecznościowych. Nowy trener musiałby gwarantować zdecydowaną różnicę w umiejętnościach, doświadczeniu w stosunku do Radosława Sobolewskiego. W skrócie – jeśli miałoby dojść do kolejnej rewolucji, to takiej, w której ryzyko pomyłki ma być mocno zredukowane, a trenerem miałby zostać ktoś, jak to się mówi, z nazwiskiem – to słowa po porażce z Odrą Opole 1:3. Takie podejście zakłada jednak, że pozostawienie Sobolewskiego daje zredukowane ryzyko pomyłki.
A znalezienie kogoś nowego według kryteriów z ostatniego zdania Sobolewskiego to niełatwe zadanie. Dziś Wisła nie jest tym, co przyciąga każdego szkoleniowca z nazwiskiem. Uczucie współtworzenia wielkiego klubu i grania na dużym stadionie z mocnym zapleczem kibicowskim to oczywiście plusy, ale obok tego idą fakty – praca przy Reymona w ostatnich latach bardziej grzebała trenerów niż pozwalała im zbudować własną markę. A trenerzy wiedzą, że w tym samym momencie, w którym podpisują kontrakt z nowym klubem, podpisują także swoją dymisję, bo jedynie kwestią czasu jest rozglądanie się za następnym pracodawcą. Ostatni trener, któremu w Krakowie – mimo bardzo słabej końcówki pracy – powiodło się na tyle, że po odejściu nie był spalony na ekstraklasowym rynku, to Maciej Stolarczyk. Zatrudniony jeszcze w poprzedniej epoce, przed przyjściem trio ratującym ciągłość trwania Wisły. Dziś pozycja Stolarczyka wygląda słabo, ale to już wskutek kolejnych zdarzeń i niepowodzeń.
Być może o przetrwaniu Radosława Sobolewskiego w całym rocznym cyklu decydował zadowalająco wysoki współczynnik goli oczekiwanych, po których można obiecywać sobie, że teraz to już na pewno uda się wygrywać. Być może opinia piłkarzy. Być może świetne relacje na linii prezes-trener. Być może patrzenie długoterminowe na cały klub, w myśl którego Jarosław Królewski postanowił za wszelką cenę zerwać z wizerunkiem Wisły Kraków, jako krótkotrwałego miejsca pracy, w którym trenerów nie obdarza się wystarczająco dużym zaufaniem. Bo biorąc pod uwagę aspiracje Wisły oraz koszty utrzymania tego klubu na drugim poziomie rozgrywkowym, na pewno nie bronią go wyniki. W chwili, gdy Radosław Sobolewski świętuje swoją rocznicę, Biała Gwiazda ogląda I ligę z perspektywy miejsca w środku tabeli, mając dokładnie taką samą stratę do czołowej dwójki, jaką w chwili odejścia – na podobnym etapie sezonu – miał Jerzy Brzęczek. Wisła jest dziś przeklętym klubem dla osób lubujących się w obstawianiu u bukmacherów. Tu się nic nie da przewidzieć. Tu wyniki się losują.
Nie jest słaby, nie jest dobry. A stał się wystarczający
Radosław Sobolewski nie jest słabym trenerem, a robienie z niego nieudacznika jest niezrozumieniem tego, ile trener może zepsuć. To duże niedocenienie warunków, w których przyszło mu budować drużynę. Z pierwszego składu, jaki wystawił zaledwie rok wcześniej, dziś na miejsce w pierwszej jedenastce może liczyć co najwyżej pięciu. Po jednej rewolucji kadrowej wywalczył awans z dziesiątego miejsca na czwarte. Po kolejnej idzie znacznie gorzej, ale strata do czołówki nie jest dyskwalifikująca, a w przypadku trenerskiego nieudacznika o takiej powinniśmy mówić. Problem w tym, że po 365 dniach pracy nie można też powiedzieć, że Sobolewski jest dobrym trenerem. A już na pewno trudno znaleźć dowody, że poziom jego warsztatu odpowiada ambicjom właścicieli i kibiców. Gdyby dorzucić przebijające się od czasu do czasu poczucie własnej nieomylności, które pojawia się w niektórych wywiadach lub konferencjach prasowych, trudno dziwić się irytacji tych ostatnich. Bo skoro jest tak dobrze, to dlaczego nie jest dobrze?
Można też się zastanowić nad indywidualnymi dokonaniami piłkarzy. Rzucić w eter kilka nazwisk z pytaniem, o co właściwie chodzi? Zastanawiająca może być na przykład rola Dawida Olejarki, który przez zdecydowaną większość sezonu (do kwietnia) był czołowym piłkarzem walczącej o awans do Ekstraklasy Stali Rzeszów, a w tym sezonie w lidze zagrał całe 58 minut rozłożone na cztery mecze. Nagrodą za efektownego gola z dystansu przeciwko Arce Gdynia był pełny mecz na ławce tydzień później. Nagrodą za bramkę w pucharowym starciu z Lechią – 90 minut na ławce w starciu z Wisłą Płock, w którym wynik do końca dla krakowian nie był korzystny (trudno za taki uznać remis u siebie z drużyną o porównywalnym dorobku punktowym). Radosław Sobolewski przywykł do wystawiania bardzo zbliżonych jedenastek w kolejnych meczach, można mówić wręcz o takim stylu prowadzenia zespołu, do czego ma pełne prawo, ale przykład Olejarki jest o tyle zastanawiający, że trudno wskazać też innych zawodników, którzy pod batutą charyzmatycznego trenera zrobili zdecydowany krok naprzód. Być może takim było odzyskanie Angela Rodado, którego w ostatnim czasie stał się ważniejszym ogniwem niż kiedykolwiek wcześniej. Można pochylić się nad Kacprem Dudą, którego Sobolewski buduje regularnymi występami (choć tu pomaga status pierwszego młodzieżowca w zespole), ale czy na pewno mówimy o dużo lepszym piłkarzu niż przed rokiem? Można docenić wprowadzanie do dorosłej piłki Jakuba Krzyżanowskiego, dzięki czemu talent najzdolniejszego dziś nastolatka Wisły ma szansę się rozwijać. Ale trudno dostrzec jakąś jedną linię, według której piłkarze stają się wyraźnie lepsi.
Przez ostatni rok u Radosława Sobolewskiego zagrało w sumie 43 zawodników. Dla podsumowania wypisujemy ich nazwiska: Alfaro, Baena, Basha, Benito, Biegański, Błaszczykowski, Broda, Carbo, Cisse, Colley, Duda, Fernandez, Gogół, Goku, Gruszkowski, Hugi, Igbekeme, Jaroch, Jelić Balta, Junca, Krzyżanowski, Łasicki, Młyński, Moltenis, Mula, Olejarka, Pereira, Plewka, Raton, Rodado, Sapała, Satrustegui, Skrobański , Sobczak, Starzyński, Szot, Szywacz, Tachi, Talar, Uryga, Villar, Wachowiak, Żyro.
Pierwszy rok pracy Radosław Sobolewski zakończył bez jednoznacznego znaku jakości. A wbrew pozorom słowa “jakoś” i “jakość” dzieli znacznie więcej niż jedna litera alfabetu.
Komentarze