Lot bez trzymanki w dół i wypadające trupy z szafy. A teraz powrót znanego klubu do żywych

Bez kibiców na trybunach. Trybunach, o których nawet nie można powiedzieć, że pamiętają Ekstraklasę, bo nie pamiętają – nawet stare i wyblakłe krzesełka zdjęto, by pałętały się gdzieś z boku. Bez wielkiego budżetu i bez piłkarzy zarabiających pięciocyfrowe kwoty. W takich warunkach nastąpiło zmartwychwstanie Polonii Bytom, która właśnie wywalczyła awans na szczebel centralny.

Stadion Polonii Bytom
Obserwuj nas w
Na zdjęciu: Stadion Polonii Bytom
  • Polonia Bytom awansowała do II ligi
  • Jest to spore wydarzenie, bo mowa o klubie, który w kilka lat poszybował z Ekstraklasy do IV ligi i jeszcze niedawno nie był pewnym jutra
  • Wybraliśmy się do Bytomia, by zrealizować reportaż o powrocie Polonii do świata żywych

W dół i w górę

Historia Ruchu Chorzów i Polonii Warszawa, czyli jazda bez trzymanki w dół i – zwłaszcza w przypadku Niebieskich – odwrócenie kierunku powiązane z błyskawicznym powrotem do żywych, pokazuje, że warto z bliska przyjrzeć się podobnym scenariuszom choćby po to, by nie dać się zaskoczyć. A taka seria zdarzeń dzieje się kolejny raz na Śląsku. Polonia Bytom na przełomie pierwszej i drugiej dekady XXI wieku dwukrotnie była siódmą siłą Ekstraklasy, by kilka lat później wylądować na piątym szczeblu rozgrywkowym. Ale światło zapaliło się na nowo, bo kolejny sezon Polonia rozpocznie w II lidze. Oto opowieść o upadku i wstawaniu. Choć to pierwsze wydarzyło się błyskawicznie, a to drugie jest procesem, który potrwa jeszcze przynajmniej kilka dobrych lat.

Po tym, jak spędziłem w Bytomiu kilka godzin, dostaję wiadomość. “Nie chcielibyśmy, by ten materiał sugerował, że myślimy o powrocie do Ekstraklasy”. Później jeszcze ktoś dopisał zdanie, że jest dokładnie tak, jak mówił prezes, czy dyrektor sportowy – Polonia zna swój aktualny sufit i w tej chwili wisi on znacznie niżej niż to, co w Ekstraklasie nazywają podłogą. Dla dziennikarza polującego na chwytliwy materiał to pewnie źle, że w klubie ważą słowa, ale kibiców Polonii, nawet tych ambitnych i marzących o naprawdę głośnym powrocie, nie powinno to martwić.

– Były czasy, że w Polonii nie przejmowali się pieniędzmi – to zdanie, które było odpowiedzią dyrektora sportowego Tomasza Stefankiewicza na pytanie o upadek symbolizuje dzisiejsze zarządzanie w Bytomiu. Jest też drugie. – Rok temu nie byliśmy jeszcze gotowi na awans do II ligi. Potrzebowaliśmy tych dodatkowych dwunastu miesięcy.

A o powodach upadku jeszcze porozmawiamy.

Skansen

Bytom nie jest najpiękniejszym miastem w Polsce, ale ma swój urok. Stare bloki, część sklepów żywcem przypominających czasy słusznie minione, raczej monochromatyczna zabudowa. Nie odraża – bardziej fascynuje. W wehikuł czasu wsiadamy jednak dopiero po dotarciu na stadion. Pobliskie bloki, z których balkonów śmiało można oglądać mecze Polonii, pomalowano na jej barwy, ale na samym obiekcie trudno je dostrzec. Jeśli pamiętacie Polonię z Ekstraklasy, na pewno kojarzycie trybunę z prowizorycznym dachem oraz niebiesko-czerwonymi krzesełkami. Dziś już nie ma ani tego, ani tego. Wszystko przez nieudaną modernizację obiektu w 2018. Modernizację, która skończyła się… na rozbiórce. Wykonawca niedługo później się zawinął, a sprawa do teraz zalega w sądach. Na domiar złego teren legendarnego stadionu został objęty zastawem na hipotece, więc nie chcąc tracić czasu, władze klubu i miasta stawiają nowy tuż obok.

Inna sprawa, że krzesełka i zadaszenie nie są potrzebne, bo komisja licencyjna dopuściła klub do gry na własnym stadionie, ale bez udziału kibiców. To i tak lepiej niż niedawne pałętanie się po Szombierkach, gdzie murawa przypominała tę z Gliwic, podczas gdy tutaj z jakiegoś powodu zawsze była jak na Wimbledonie.

Po stadionie oprowadza nas Rafał Rymarz, który dziś jest marketing menedżerem Polonii, ale w drodze na obecne stanowisko przeszedł przez wszystkie szczeble – od stażu odbytego kilkanaście lat wcześniej poczynając. Trybuna prasowa działała jeszcze stosunkowo niedawno, bo w 2018 roku, choć na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że wyłączono ją z 50 lat temu.

– To była trybuna dla mediów, ale to właśnie z tej perspektywy mecze oglądały największe legendy klubu. Wśród dziennikarzy siadali Wacek Kruczkowski, Kazimierz Trampisz, Ryszard Grzegorczyk, którzy nigdy nie czuli potrzeby chodzenia do strefy VIP. Unikali poklepywania po plecach – opowiada.

Na boisko wciąż prowadzi 63 schody, których pokonanie w korkach może przypominać surwiwal. Rymarz: – Kiedyś Paweł Janas oparty o barierki palił przed meczem papierosa. Jego kapitan podszedł i mówi: to, co trenerze, idziemy? Bo sędziowie już wołają. Na co Janas zgasił peta i odpowiada: ku**a, jak zejdziecie po tych schodach, to może zagramy.

Budynki przy stadionie
Zdemontowane krzesełka rzucone gdzieś na boku
Słynne schody
Ławki rezerwowych wciąż zawierają pamiątkę z czasów Ekstraklasy

Nie stadion. Boisko

Tym, co jeszcze mogło się kojarzyć z Polonią, był dawny budynek klubowy, tzw. krzywy domek. Nazwę należało traktować dosłownie, tak jak traktuje się krzywą wieżę w Pizie. Zakładaliśmy, że będzie to jedna z głównych atrakcji wyprawy do Bytomia, ale spóźniliśmy się o trzy miesiące. Symbolu już nie ma, pomnik zrównano z ziemią. Stał się niepotrzebny, bo niedługo Polonia będzie miała nowy budynek klubowy. U jego progów umawiamy się z prezesem Sławomirem Kamińskim i z Tomaszem Stefankiewiczem, wcześniej wspomnianym dyrektorem sportowym, głównym architektem III-ligowego mistrzowskiego składu. Kaski na głowy – wszak jesteśmy na budowie – i przenosimy się na powstający nowy stadion Polonii, jakieś 200 m od starego. Tfu, nie stadion. Boisko. Bo tak woli o tym miejscu mówić sam prezes. A dokładnie: boisko z możliwością rozgrywania meczów II-ligowych.

– Kiedy to wszystko będzie gotowe? – pytam. – Od razu najtrudniejsze pytania – uśmiecha się Kamiński, zaznaczając, że latem Polonia chce grać już właśnie tutaj. – Choć daty nie deklarujemy, bo różnie bywa z uzyskaniem ostatecznego pozwolenia na użytkowanie. Prace odbiorowe rozpoczną się już lada moment.

Stoimy na środku murawy i faktycznie nie wygląda to jak stadion. Wkrótce ma tu być 2200 miejsc dla kibiców, w dodatku z możliwością rozbudowy, ale póki co prostokąt do gry, trochę siatki dookoła i tyle. – To, co będzie się działo dalej, zależy od wyników sportowych i tego, jakie będziemy mieli możliwości finansowe – słyszę.

Załapaliście się na nowy rządowy program Stadion Plus? – zaczepiam.

Sławomir Kamiński: Nie słyszałem o takim programie, natomiast faktycznie złożyliśmy dwa wnioski do ministerstwa sportu. Jeden z nich został już zaakceptowany i przyznano nam dofinansowanie, na drugi wciąż czekamy.

Generalnie boisko jest jednak budowane z budżetu miejskiego. Co będzie ze starym obiektem, jak już w pełni dostępny będzie nowy? Nie wiadomo.

Tomasz Stefankiewicz i Sławomir Kamiński

Prosty domek

Tego krzywego już nie ma, a w jego miejsce powstaje prosty, trzypiętrowy. Na razie są tam tylko gołe ściany, ale wkrótce tam przeniesie się akademia piłkarska. To zatem dobre miejsce, by porozmawiać o przyszłości Polonii.

Zapatrujecie się na Ruch Chorzów, który przecierał identyczną drogę? Też startował na nowo z niskiego pułapu, by zaraz – być może – grać w Ekstraklasie?

Kamiński: – Nie. Działamy według planu przyjętego na kilka lat. On zakłada racjonalny wzrost. Taki, na jaki nas w tym momencie stać. Budujemy też coś więcej niż pierwszą drużynę, bo ogromny nacisk kładziemy na akademię, której wychowankowie będą w przyszłości stanowić o sile naszego zespołu. Lokalnie z sukcesów Ruchu się oczywiście cieszymy, natomiast mamy swój własny plan. Najpierw infrastruktura, później sukcesy sportowe, które będą poniekąd efektem poprawy bazy.

Stefankiewicz: – Dwa lata temu z Ruchem rywalizowaliśmy do ostatniej prostej. Dwa, trzy mecze w inną stronę i być może dziś Polonia mierzyłaby się z “problemami” wyższych lig. Ruch poszedł siłą rozpędu, natomiast nie uważam, że sportowo jesteśmy daleko za nimi, co pokazał zimowy sparing między nami (Polonia przegrała 1:3 – przyp. red.). Wszystko jest obrane w dobre ramy czasowe. Rok temu sukces sportowy być może byłby dla nas problematyczny w kontekście nieukończonej infrastruktury, co wiązałoby się z olbrzymimi kosztami, jak wynajem obiektu zastępczego. Dziś z pełnym przekonaniem jesteśmy gotowi na wypełnienie wniosku licencyjnego do II ligi bez zaciągania dodatkowych zobowiązań. Poradzimy sobie na tym szczeblu, a we wcześniejszych latach byłby z tym problem.

W jakich warunkach finansowych działa dzisiejsza Polonia?

Stefankiewicz: – Bardzo skromnych. Jesienią mieliśmy kilka punktów straty do lidera, ale wiedzieliśmy, że nie możemy gonić kosztem zwiększenia budżetu. Excel mocno nas ogranicza. Wykonaliśmy kilka ruchów z klubu, a ściągnęliśmy Ropskiego, Norkowskiego czy Ławrynowicza z Lecha Poznań. To byli młodzi zawodnicy, chętni na rozwój i odbudowę tego klubu. To zadziałało. Ale trzeba pamiętać, że ten zespół nie był budowany zimą i na prędce. To były cztery lata pracy. Zdecydowana większość tej kadry przeżyła z nami wiele porażek.

Awansowaliście do II ligi. Na którym miejscu w tabeli pod względem budżetów jesteście?

Kamiński: – Nie porównujemy się do nikogo. Poza tym przy pieniądzach musi być cicho, więc niechętnie opowiadamy, ile mamy pieniędzy. Budżet planujemy w oparciu o to, by go nie przeszacować.

Ale muszę dopytać, by mieć jakiś obraz sytuacji. W jakich widełkach mieszczą się dziś kontrakty piłkarzy Polonii?

Kamiński: – Od 500 zł do kilku tysięcy. W żadnym przypadku nie przekraczamy 10 tys. i mówię tu o kwocie brutto.

Stefankiewicz: – Kontrakty tak konstruujemy, by przedłużały się automatycznie w przypadku odniesienia sukcesu, zatem nasza kadra na następny sezon jest już w 90 proc. gotowa na ustalonych wcześniej warunkach. Nie planujemy szaleństwa transferowego. Ludzie, którzy przez kilka lat walczyli o ten awans, mają prawo skosztować II ligi. Jeśli coś się zmieni, to pewnie wprowadzimy jeszcze trochę młodzieży. I to jest nasz cel, na pewno nie mierzymy w kolejny awans.

Ale można nie planować, a później dzieją się różne rzeczy. Beniaminkowie są liderem II ligi, w I lidze beniaminek jest o krok od awansu. Jeśli wam zaświta możliwość awansu, przestraszycie się tego?

Kamiński: – To jest sport, a w sporcie nie można się bać. Ale gdybym miał odpowiedzieć na pytanie, czy jesteśmy gotowi, powiedziałbym, że nie do końca. Albo wprost, że nie. Po pierwsze budżetowo, po drugie infrastrukturalnie. Prawdę mówiąc, to nie wybiegamy tak daleko w przyszłość. Jesteśmy w zbyt nerwowym momencie, by marzyć. Nawet jeśli głowy staną się gorące, nóg i tak nie wyjmiemy z zimnej wody. Nie zrobimy nic, co sprawi, że nam się budżet nie zepnie.

Hasła prosty domek nie należy więc traktować dosłownie. Niech to będzie metafora dla zmian, jakie przez lata zaszły w Bytomiu.

Wyburzanie “Krzywego domku”

Trupy w szafie – lista przebojów

Polonia Bytom przez lata spadała z zatrważającą regularnością. Sezony 2008/09 i 2009/10 kończyła na siódmym miejscu w Ekstraklasie. Rok później z niej spadła. W I lidze grała dwa lata i poleciała kolejne piętro w dół. Nieco dłużej – choć z roczną przerwą na spadek do III ligi – zabawiła w II lidze, by po sezonie 2016/17 ze względów licencyjnych spaść bezpośrednio o dwie klasy rozgrywkowe. Właśnie w IV lidze stery Polonii przejął Sławomir Kamiński.

Co pan zastał?

Wypadające trupy z szafy. Zadłużenie, zablokowane konta, komornik, brak infrastruktury, wyłączony z użytkowania budynek klubowy. Jednym słowem dramat.

Czyli to nieprawda, że najbardziej szalone osoby w piłce to bramkarz i lewoskrzydłowy. A Sławomir Kamiński zgadzający się na ofertę z Polonii Bytom.

Przyznam szczerze, że gdybym drugi raz dostał taką propozycję w podobnych warunkach, mocno bym się zastanowił. Nie do końca wiedziałem, z czym się miałem mierzyć. Ale to, że udaje się tamte lata prostować, to nie tylko moja zasługa, a mojego zespołu i obecnych władz Bytomia, które zrozumiały nasz pomysł. Że robienie sportu i rozrywki dla dzieciaków jest w tym mieście konieczne.

Czym się różni dzisiejsza Polonia od tej, która leciała w dół?

Stefankiewicz: – Spojrzeniem na budżet. W Polonii wcześniej nigdy nie było czegoś takiego jak budżet. Regularnie zdarzało się podpisywanie z kimś kontraktu na hurra w ostatnim dniu okienka. Zawodnik wolny, to bierzemy. Jakby jutra miało nie być. Dziś byłoby to niemożliwe.

Prezes wspomniał o wypadających trupach w szatni. Gdyby miał pan stworzyć ranking trzech największych, co by to było?

Największą armatą był niepopłacony ZUS. Musieliśmy zawrzeć z nimi porozumienie i wynegocjować spłatę w ratach. Mowa o blisko milionie złotych. Na drugim miejscu dałbym roszczenia byłych zawodników wobec dawnej Polonii, której obecna spółką nie jest następczynią. No i na koniec trupem była infrastruktura, która wypchnęła nas do Szombierek, gdzie w ostatnich latach rozgrywaliśmy swoje mecze. Za gościnę Klubowi z Szombierek jesteśmy wdzięczni.

Im trudniej, tym łatwiej

– Zimno dzisiaj, więc nie możecie nie wypić herbaty – zaczepia nas pani dbająca w Polonii o pranie strojów. Częstuje ciepłym kubkiem i ciasteczkami. To kolejna osoba pamiętająca dawne czasy, bo w Polonii takich nie brakuje. To schemat jak z byciem kibicem – jest się nim w każdym sezonie bez względu, czy idzie dobrze, czy nie. O Jerzym Szpernalowskim, kierowniku drużyny, mówi się, że jest legendą. Dziś to siwy pan z wąsem, ale każdy etap swojego życia spędził w Polonii. W lepszych czasach obecnego wieku był nawet asystentem trenera.

Ale drużynę tworzą piłkarze. Dawid Krzemień jest jej kapitanem, a gdy zaglądamy w jego CV, wiemy, dlaczego. Juniorzy – Polonia. W seniorach – Polonia przez dziewięć pełnych sezonów. Gdyby nie wyjazd do Londynu w połowie poprzedniej dekady, pewnie byłoby więcej.

– Na Polonię zawsze miałem widok z tych bloków obok. Dziś jestem kapitanem i to jest dla mnie fajna sprawa. Nigdy nie miałem wygórowanych marzeń. Wszystkie były związane z Polonią i wspólnym marszu w górę – opowiada. – Kiedyś było inaczej. Na stadion przychodziły tysiące osób. Pamiętam doping, świetne oprawy. Może to wróci. Póki co walczymy o powrót do lepszych czasów. Myślami sięgamy daleko, jesteśmy bardzo ambitni. Za mojej kariery nie było silniejszej drużyny. Chciałbym podążać drogą klubów, które rok po roku są w coraz wyższej lidze.

– To nie po drodze ci z władzami, które wyraźnie mówią stop.

– Pewnie mają rację. Ale z mojej perspektywy widzę, że tu jest wszystko świetnie poukładane. Począwszy od pań, które pomagają nam ze strojami, po prezesa i dyrektora sportowego. W szatni wszyscy czują się jak rodzina, a to napędza myśli, by robić sukces w krótkim czasie. Oczywiście patrząc z boku, jak to wszystko wygląda, można pomyśleć, że to nie jest prawdziwy klub piłkarski. Ale na Śląsku już tak mamy, że im jest trudniej, tym jest łatwiej. Im więcej się nam kłód rzuca pod nogi, tym bardziej czujemy potrzebę udowodnienia swojej wartości.  

Udowodnili wiosną. Po jesieni tracili do rezerw Rakowa cztery punkty. Ale wiosną właściwie tylko wygrywali. Serię sześciu zwycięstw przerwał niedawno dopiero remis z Polonią Nysa, jednak o tyle słodki, że pieczętujący awans na trzy kolejki przed końcem sezonu. Awans do żywych, bo Polonia zamienia właśnie podróżowanie po regionie na wyjazdy po całej Polsce.

Jerzy Szpernalowski
Dawid Krzemień

Komentarze