- 30 lat kibice Zagłębia Sosnowiec czekali na nowy stadion
- ArcelorMittal Park miał swoją inaugurację w sobotni wieczór
- Nowa era Zagłębiaków zaczęła się od wygranej Świętej Wojny
Komplet na trybunach
Zagłębie Sosnowiec, gdy rozgrywało swoje spotkania na Stadionie Ludowym, nie budziło tak dużej gorączki, jak to miało miejsce przed starciem z GieKSą Katowice w ramach 21. kolejki Fortuna 1 Ligi w sezonie 2022/2023. Na trybunach Świętą Wojnę śledził komplet widzów. Niektórzy słusznie zauważyli, że jedno spotkanie na ArcelotMittal Park wystarczyło do tego, aby obsadzić pięć-sześć spotkań Zagłębiaków na starym obiekcie.
Gorączka spotkania na nowej arenie była odczuwalna już od sosnowieckiego dworca PKP, znajdującego się jakieś cztery kilometry od Zagłębiowskiego Parku Sportowego. W okolicach zbierały się grupy kibiców, którzy udawali się na Środulę (północna dzielnica Sosnowca, gdzie mieści się stadion – przyp. red).
Nowy stadion z oporami
Godne uwagi jest przypomnienie kulis powstania nowej areny. To nie nie było jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a raczej długie zabieganie o zrealizowanie celu. Najzagorzalsi kibice Zagłębia tak naprawdę od 30 lat marzyli o nowym stadionie. Arena była obiecywana przez trzech prezydentów miasta. Ostatecznie powstała po decyzji Arkadiusza Chęcińskiego.
Sytuacja z budową nowego stadionu wyglądała w pewnym sensie podobnie, jak to ma dzisiaj miejsce w przypadku chorzowskiego Ruchu. Były makiety stadionu, kibice tworzyli manifestacje w tej sprawie. Fani Niebieskich krzyczeli jednak na Cichej najczęściej: “Cała Polska się buduje, my mokniemy jak te c****. Z kolei kibice sosnowickiej ekipy wydzierali się z hasłem: “Klub regionu bez stadionu”. Cel jednak uświęca środki. W końcu zadanie związane z budową nowej areny piłkarskiej zostało zrealizowane w Sosnowcu.
Tak naprawdę Zagłębie upiekło dwie pieczeni na jednym ogniu. Ma kameralny, ale bardzo ładny stadion. Ponadto świetną bazę treningową przy Kresowej. W praktyce klub ma zatem wszystko, a w pewnym momencie z buta z drzwiami wejść do Ekstraklasy w stylu takim, jak to miało miejsce, chociażby w kampanii 2021/2022 z udziałem Miedzi Legnica, która lała wszystkich, jak chciała i kiedy chciała.
Nauka w realiach trzech aren obok siebie
Zwykle przy otwarciu nowego stadionu w różnych publikacjach medialnych znajdują się informacje o tym, czy coś nie działa, jak należy lub źle wygląda Rozumiemy takie podejście do sprawy, ale mamy też świadomość tego, że punktowanie niedociągnięć nie ma większego sensu. Było się nie raz, czy dwa na parapetówce u kogoś, gdzie nie było krzeseł lub telewizor był postawiony na pudełku od urządzenia. Najważniejszy był jednak klimat nowego miejsca. Ten natomiast tworzą ludzie.
Zdajemy sobie sprawę z tego, że jeszcze przed sobotnią batalią Zagłębia z GieKSą media społecznościowe obiegły wpisy z trybuną prasową, sugerujące, że nie wszystko wygląda, jak powinno. Internet swoje, życie swoje. Tak naprawdę na żywo problemu nie było. Chociaż odczuwalny był ścisk, ale można się przyzwyczaić. Ogólnie podobać się mogło to, że trybuny pękały szwach od fanów i był głośny doping. Nagłośnie wydawało się podkręcone o ciut za mocno, ale może tak właśnie miało być.
Pozytywne wrażenie zrobiła także przed startem spotkania gra świateł, którą kilka tygodni wcześniej zaprezentowała na swoim nowym stadionie Pogoń Szczecin. Także w Sosnowcu było to widoczne i końcowy efekt w połączeniu z elektryzującym pokładem robił świetny efekt.
Z dużej chmury…
Na boisku w trakcie samej gry fajerwerków nie było. Już w pierwszym kwadransie nie popisał się Dawid Kudła, który nie przypominał siebie samego z wcześniejszych spotkań. Okazuje się jednak, że gorszy czas może łapać nawet takich zawodników, po których słabszych meczów się nigdy nie oczekuje. 30-letni bramkarz GieKSy to jednak twardy gość i na pewno poradzi sobie mentalnie z sytuacją z kuriozalnym błędem. Zgodnie z zasadą, że co nie zabije, to wzmocni.
Cenne zwycięstwo koniec końców zaliczyło Zagłębie, które w jubileuszowej czterdziestej Świętej Wojnie pokonało katowicką drużynę (2:1) po raz pierwszy od 2017 roku. Była to jednocześnie czternasta tego typu wiktoria sosnowiczan w historii nad GieKSą, mająca na swoim koncie piętnaście tego typu triumfów.
Pańskie oko konia tuczy
Otwarcie nowego stadionu w Sosnowcu swoją obecnością uświetnił także prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Cezary Kulesza, który bardzo dobrze czuł się w błysku fleszy fotografów. W teorii można stwierdzić, że wszystko było ok z otwarciem nowej areny. Niemniej tylko w teorii. W praktyce plamą jest zdecydowanie brak obecności kibiców gości. Tłumaczenia w stylu organizacji koszykarskiego Pucharu Polski w znajdującej się tuż obok Sosnowiec Arenie, czy remontu ulicy generała Mariusza Zaruskiego od samego początku były mocno naciągane i przez fanów katowickiego klubu błyskawicznie deprecjonowane.
Oliwy do ognia dodali jednak prezydent Sosnowca Arkadiusz Chęciński i dyrektor ArcelorMittal Park Marcin Jaroszewski. Pierwszy na jednej z konferencji prasowych dał do zrozumienia, że ma informacje na temat złych zamiarów fanów katowickiej drużyny, którzy rzekomo mieli z tego powodu zawiesić protest z prezesem GieKSy. Tak naprawdę takie insynuacje są niepotrzebne, bo nie można nimi nic zyskać, a tylko stracić. Takie stwierdzenia tylko zaogniają konflikt. Wypowiedź Pana Arkadiusza Chęcińskiego nie była jednak jedyną wpadką przedstawicieli sosnowieckiej strony. Marcin Jaroszewski w studiu Polsatu Sport przekonywał, że nie chciał kibiców gości, bo Ci swoimi bluzgami, środkami pirotechnicznymi, czy ewentualnymi incydentami mogliby zepsuć święto związane z otwarciem.
After party
To, co przeczytaliście wyżej, myślicie, że wyczerpuje limit? Nie w Sosnowcu. W trakcie meczu z katowiczanami zadebiutował Bartosz Chęciński. Nie, to nie jest zbieżność nazwisk. To syn prezydenta Sosnowca, który w meczu z GieKSą spędził na boisku minutę. Kwintesencją sobotniej batalii były jednak ostatnie słowa trenera Dariusza Dudka na pomeczowym spotkaniu z dziennikarzami. W pewnym momencie sytuacja na sali rozluźniła się bardzo i trener wprost powiedział, że przez dwa dni nie będzie odbierał telefonów po zwycięstwie. Nieco sprowokowani tym stwierdzeniem, chcieliśmy zaspokoić swoją dziennikarską dociekliwość i zapytaliśmy opiekuna zwycięskiej drużyny, czy po udanej inauguracji będzie coś w rodzaju after party. Spodziewaliśmy się różnych odpowiedzi, ale akurat nie tej, której udzielił trener Zagłębiaków. – Pozwoliłem chłopakom iść dziś na miasto, na Mariacką (ulica z pubami w Katowicach – przyp. red.), czy gdzie tam będą chcieli. Powiedziałem im, że mają się bawić i cieszyć – rzekł z rozbrajającą szczerością trener sosnowiczan. Czy w takich okolicznościach można nie lubić polskiej piłki? Nie, nie można. Uniwersum polskiej piłki ma się cały czas dobrze.
Czytaj więcej: Zagłębie pożegnało się ze Stadionem Ludowym. “Przesiadka ze starego Trabanta do nowego Porsche”
Komentarze