– Chciałbym, aby drużyna stała się Ferrari. Pracujemy bardzo ciężko, aby tak się stało. Wiem, że czasu nie ma dużo, ale jestem pewny, że to się uda. Pamiętam, że zanim trafiłem do Sandecji Nowy Sącz, to drużyna w dziesięciu spotkaniach zaliczyła dziewięć porażek. W trakcie mojej kadencji w klubie udało mi się natomiast zaliczyć passę 17 meczów bez porażki. Jestem zatem przekonany, że jest to także możliwe w Sosnowcu. Z każdym tygodniem będzie rosnąć nasza siła mentalna – powiedział trener Zagłębia Sosnowiec – Dariusz Dudek.
- Dariusz Dudek został 7 grudnia 2022 roku po raz trzeci trenerem Zagłębia Sosnowiec
- W rozmowie z Goal.pl podchodzący z Knurowa szkoleniowiec opowiedział o celach drużyny, porównał 1 Ligę z Ekstraklasą, a także przedstawił swojego kandydata na selekcjonera reprezentacji Polski
- 47-latek jak dotąd zaliczył jako pierwszy trener 144. spotkania, notując w nich 53 zwycięstwa, 45 remisów i 46 porażek
Zagłębie koncentruje się na spokojnym utrzymaniu
Jaki jest cel Zagłębia Sosnowiec na najbliższe miesiące?
Na razie musimy skupić się na bezpiecznym utrzymaniu w lidze. Aktualnie mamy siedem punktów przewagi nad 16. zespołem w tabeli. Ta różnica nie jest duża. Podejmując pracę w klubie z Sosnowca oczywiście mam marzenia związane z nią. Wiem, że wkrótce zostanie otwarta nowa arena, więc na pewno dużą radość stworzyłby naszym kibicom awans do Ekstraklasy. Jestem jednak pragmatykiem i wiem, jak w ostatnich latach wyglądała gra drużyny. Zespół chciał walczyć o powrót do elity, a kończyło się na walce o utrzymanie ligowego bytu. Priorytetem jest zatem utrzymanie, a przy okazji chcemy powalczyć w każdym kolejnym spotkaniu o zwycięstwo, chcąc spróbować powalczyć o pierwszą szóstkę.
Trudniejsze będzie wywalczenie utrzymania, czy zapewnienie sobie ewentualnej gry w barażach o awans do Ekstraklasy?
Biorąc pod uwagę ostatnie lata, myślę, że chyba jednak walka o utrzymanie. Tabela jest spłaszczona i wystarczy chwila nieuwagi, aby wpaść w tarapaty. Musimy zatem do każdego meczu podchodzić optymalnie skoncentrowani.
Po raz trzeci w karierze został Pan trenerem Zagłębia Sosnowiec. Historia trochę jak z Serie A, gdzie często praktykowany jest wariant z powrotem trenerów do tego samego klubu. Najlepsze przykłady to: Davide Ballardini, Francesco Guidolin, czy Andrea Andreazzoli. Tymi szkoleniowcami się Pan inspirował, wracając do ekipy z Sosnowca?
Czytałem o tym. Nawet mam świeżo w pamięci sytuację związaną z trenerem Davidem Nicolą z Salernitany, gdzie prezydent klubu najpierw go zwolnił, a trzy dni później podjął decyzję o przywróceniu trenera do pracy. To pokazuje, że jest mnóstwo emocji przy zwalnianiu nas trenerów. Podobnie było ze mną.
Mowa o ostatniej Pana przygodzie z Zagłębiem?
Owszem. Przejmowałem zespół w trudnym momencie, gdy był na przedostatniej pozycji w tabeli, a rundę skończyłem na dziewiątym miejscu. Wydawało się w pewnym momencie, że przedłużę kontrakt, a ostatecznie zostałem zwolniony. Przyszła pandemia, więc mieliśmy trudny moment.
Co zdecydowało, że znów został Pan opiekunem Trójkolorowych?
To dla mnie fajne doświadczenie. Ogólnie po czasie rozumiem, że zwalniani trenerzy zrobili dużo dobrego. Często jest tak, że duża presja jest ze strony władz miasta, czy głównych sponsorów. Wszystko jest uzależnione od struktur właścicielskich. Okazuje się też, że pewne decyzje są zbyt pochopne. Gdy jednak opadają emocje, to wówczas ludzie w klubie przekonują się, że dany trener dawał dużo dla klubu. Tak było między innymi ze mną. Nie zdążyłem dokończyć swojej pracy. W pierwszej mojej przygodzie z klubem natomiast wywalczyłem awans i w pewnym momencie sam odszedłem.
“Dzisiaj byłyby inne decyzje”
Pan jest trenerem, mającym w swoim CV awans do Ekstraklasy, ale też w pewnym sensie spadek. Czy to do dzisiaj Pana boli?
Byłem trenerem w klubie przez jedenaście kolejek. Wywalczyłem z zespołem siedem punktów. W związku z tym trener Valdas Ivanauskas miał 26 meczów na to, aby poprawić sytuację drużyny. Nie można zatem mówić, że ponoszę winę za spadek.
Tego nie powiedziałem. Faktem jest jednak, że w statystykach widnieje Pan jako szkoleniowiec Zagłębia Sosnowiec w sezonie 2018/2019, więc siłą rzeczy spadek w CV już Pan ma…
Idąc tym tropem, można powiedzieć, że moi poprzednicy w GKS-ie Katowice też mają spadek na swoim koncie.
Niestety tak to wygląda, że trener Jacek Paszulewicz również ma ten wstydliwy moment w swojej karierze. Wracając jednak do czasu, gdy zrezygnował Pan z pracy w Zagłębiu Sosnowiec, to czuł Pan wówczas bezsilność, nie mając pomysłu na wyprowadzenie drużyny z kryzysu?
Pamiętam, że spotkałem się wtedy z prezesem Marcinem Jaroszewskim w trakcie reprezentacyjnej przerwy. Przypuszczam, że z dzisiejszym doświadczeniem podjęlibyśmy inne decyzje. Wiem, że na spokojnie dzisiaj zdecydowanie inaczej by to wyglądało. W tamtym okresie uznałem jednak, że to było odpowiednie rozwiązanie.
Klubowa rewolucja
Tymczasem ostatnio w klubie miała miejsce prawdziwa rewolucja. Pan pojawił się jako nowy trener. Ponadto zmienił się całkowicie sztab szkoleniowy, a zmiany są także na stanowiskach dyrektora sportowego, czy w dziale skautingu. Czy to nie za dużo modyfikacji jak na środek sezonu?
Dużo się zmieniło w klubie, to prawda. Jako trener chce zrobić wszystko, aby Zagłębie kojarzyło się tylko z sytuacjami, które dotyczą aspektu sportowego. Wierzę, że pojawi się spokój wokół drużyny. Chcę, aby zespół był kojarzony z dobrą grą, a nie sytuacjami poza boiskowymi. Rozstanie z trenerem Arturem Skowronkiem jest podyktowane tym, że Zagłębie oddaliło się od pierwszej szóstki. Historia pokazuje, że w Sosnowcu zawsze była duża presja związana z grą o awans. Trzeba o tym wiedzieć. Zdaję sobie z tego sprawę. Zmiany, które ostatnio miały miejsce w klubie, też mają wpłynąć na walkę o powrót do elity. Dodatkowo nie można ukrywać, że powstanie nowej areny ma wpływ na ten cel. Nikt w Sosnowcu nie chce, aby na pięknym stadionie rozgrywane były tylko spotkania w 1 Lidze. Docelowo na ArcelorMittal Park mają gościć najlepsze ekipy w kraju. Wiemy natomiast, że nie inaczej jest w Tychach, czy Bielsku-Białej, gdzie też są ładne stadiony.
Zobacz także:
Na nowo zatrudnianych trenerów zawsze spoglądam przez pryzmat tego, ile mają przed sobą okienek transferowych. Pan podpisał umowę na 1,5 roku. W związku z tym, czy trzy sesje transferowe wystarczą do tego, aby zbudować w Zagłębiu drużynę nie tylko gotową na wywalczenie awansu do Ekstraklasy, ale też namieszanie w elicie?
Aby wywalczyć awans do Ekstraklasy, klub musi być stabilny. Wydaje mi się, że cztery okna transferowe pozwalają zbudować mocny zespół. Wówczas nie wymienia się wszystkich zawodników w kadrze, a po prostu uzupełnia się drużynę dwoma-trzema nowymi graczami. W takim okresie można podporządkować zespół pod swój system gry. Jeśli chodzi natomiast o wywalczenie awansu do elity i utrzymanie w niej w kolejnej kampanii, to nie ma chyba takich mądrych, którzy wiedzieliby, jak to zrobić. Trudno powiedzieć, ile czasu należy poświęcić na budowę drużyny, aby to się udało. Różnice między Ekstraklasą a 1 Ligą są bardzo duże.
Pan ma już prawie 150. meczów na swoim koncie jako trener. Jakie zatem są wnioski związane z budową mocnej drużyny?
Dzisiaj wiem, że nie można mieć sentymentów względem zawodników. Chcąc mieć mocną ekipę. Trzeba zawsze myśleć o jakościowym wzmacnianiu zespołu. Jednocześnie to wiąże się z odpowiednimi odprawami, prowizjami menedżerskimi i kontraktami dla graczy. To sprawia. Jednocześnie mogę powiedzieć, że 1 Liga i Ekstraklasa, to dwa różne światy.
Tiago Matos nie trafi do Zagłębia
Prezes Marcin Jaroszewski kiedyś mówił o Pana pracy w Zagłębiu Sosnowiec, że drużyna była jak dostawczak, a stała się Ferrari. Dzisiaj używając takich porównań, jakim samochodem jest Pana zespół?
Chciałbym, aby drużyna stała się Ferrari. Pracujemy bardzo ciężko, aby tak się stało. Wiem, że czasu nie ma dużo, ale jestem pewny, że to się uda. Pamiętam, że zanim trafiłem do Sandecji Nowy Sącz, to drużyna w dziesięciu spotkaniach zaliczyła dziewięć porażek. W trakcie mojej kadencji w klubie udało mi się natomiast zaliczyć passę 17 meczów bez porażki. Jestem zatem przekonany, że jest to także możliwe w Sosnowcu. Z każdym tygodniem będzie rosnąć nasza siła mentalna.
Ostatnio Weszlo.com przekazywało, że do Zagłębia ma trafić Tiago Matos. Temat aktualny?
Były prowadzone rozmowy. Zawodnik był nawet przez nas testowany. To bardzo dobry piłkarz. W każdym razie to nie był zawodnik, który gra na pozycji, na której potrzebujemy wzmocnień. Jednocześnie nie ma już takiego tematu.
Zobacz także:
Jakie są plany transferowe klubu?
Chcemy tak wzmocnić drużynę, aby każdy na swojej pozycji czuł rywalizację o miejsce w składzie. Jako trener chcę do tego dążyć. Tylko jeśli jest dobra rywalizacja w zespole, to służy to rozwojowi zawodników. Taki stan rzeczy może nawet sprawić, że trener – pół żartem, pół serio – staje się niepotrzebny w szatni, a piłkarze sami dążą do tego, aby poprawiać się na różnych płaszczyznach. Zależy mi, aby pod moją wodzą pojawiali się w kadrze młodzi zawodnicy. W trakcie mojej pierwszej kadencji w Zagłębiu wywalczyliśmy awans z kilkoma młodzieżowcami, którymi byli: Tomasz Nawotka, Sebastian Milewski, Patryk Mularczyk, czy później Tymoteusz Puchacz. To byli zawodnicy, którzy pokazali, że swoją pracą można zrobić dużo. Liczę, że tym razem może być podobnie.
Młodzież przyszłością klubu?
Przyglądał się Pan już graczom z akademii Zagłębia?
Jeśli chodzi o młodzież, to od kilku lat nie było w Sosnowcu piłkarza, który znalazłby się w pierwszym składzie. Chciałbym zatem, aby przynajmniej jeden zawodnik znalazł się w kadrze pierwszej drużyny Zagłębia i regularnie grał. Młodzi gracze muszą jednak zrozumieć, że najważniejsze jest to, aby sami chcieli grać i znaleźć się w pierwszym zespole. Zrobiłem sobie już przegląd naszych młodzieżowców i na pewno warto zwrócić uwagę na takich zawodników jak: Maksym Niemiec, Bartosz Chęciński, czy Igor Dziedzic. Mam przyjemność z prowadzenia takich graczy i wierzę, że ich obecność w składzie będzie procentowała.
Czy pro junior system to główny czynnik mobilizujący na stawianie na młodych zawodników, czy po prostu Pana strategia budowy drużyny koncentruje się na wprowadzaniu młodych piłkarzy do gry?
Młodzieżowiec nie może grać tylko dlatego, że jest młodzieżowcem. Na pewno nie dopuszczę do sytuacji, aby młodszy zawodnik grał, mimo że starszy jest od niego lepszy. Na pewno będę jednak robił wszystko, co w mojej mocy, aby młodzi zapracowali na swoją szansę w drużynie. Wiem, że w momencie, jak tacy piłkarze będą u nas trenować i otrzymywać minuty na boisku, to może mieć to wpływ na to, że w przyszłości będą decydować o obliczu Zagłębia. To jest ważne. Tym bardziej że można zyskać na ewentualnym transferze takiego zawodnika.
Święta Wojna na otwarcie nowego stadionu
Prezydent Sosnowca Arkadiusz Chęciński obwieścił już, że prawdopodobnie meczem otwarcia nowej areny Zagłębie będzie starcie przeciwko GKS-wi Katowice. Pojawiła się już niecierpliwość dotycząca gry na nowym obiekcie?
Muszę powiedzieć, że liczyłem na otwarcie nowego stadionu już w meczu z Arką Gdynia. Wiadomo jednak, że przeprowadzka na nową arenę wiąże się z odbiorami, które muszą mieć miejsce. Stadion musi zostać zweryfikowany przez policję i straż pożarną. Swoje obserwacje musi przeprowadzić także Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego. Jednocześnie realną szansą jest rozegranie spotkania z GKS-em na nowym stadionie.
Uśmiechnął się Pan po informacji, że akurat z GieKSą będzie pierwszy mecz na nowym stadionie? Będzie to pewnie także dla Pana wyjątkowe spotkanie…
Po to jest się trenerem, aby rozgrywać takie mecze. Podchodzę w ogóle do przeprowadzki na nowy stadion w ten sposób, że na nowej arenie będziemy rozgrywać swoje spotkania, a na Stadionie Ludowym i obiektach znajdujących się obok będziemy mieć swoją bazę, dzięki której mam nadzieję, że w najbliższych latach pojawiać będzie się, jak najwięcej zdolnych zawodników.
Ogólnie czy są plany, aby pierwsza drużyna trenowała także na nowej arenie, aby też poznała realia gry na ArcelorMittal Park?
Wszystko jest kwestią pewnych obostrzeń. Pierwszy etap tego stadionu jest obarczony różnymi gwarancjami. Aczkolwiek jest założenie, aby zespół raz w tygodniu miał zajęcia na nowym stadionie. To pozwoli piłkarzom oswoić się z płytą boiska.
Nieoczywisty wybór na selekcjonera
Ogólnie można stwierdzić, że wszędzie gdzie pojawia się trener Dariusz Dudek, to pojawia się nowy stadion. Jako asystent trenera Marcina Brosza w Piaście Gliwice brał Pan udział w otwarciu stadionu przy Okrzei, a ostatnio pojawił się temat budowy nowej areny w Nowym Sączu…
Miło, że tak jestem kojarzony. Cieszy to, że infrastruktura stadionowa się poprawia, a ja miałem w tym swój mały udział.
W kontekście byłego trenera Niebiesko-czerwonych ma Pan też konkretne zdanie, prawda?
Gdybym był prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej, to powierzyłbym reprezentację Polski właśnie Marcinowi Broszowi. Moim zdaniem to jeden z najlepszych trenerów w Polsce. Mielibyśmy dużo pociechy z prowadzonej przez niego kadry. To człowiek z wizją, który w każdym klubie, w którym był, miał dobre wyniki. Nie przyjmuje teorii związanych z tym, że nigdy nie pracował z wielkimi zawodnikami. Słyszę natomiast, że poważnie rozważana jest opcja z powierzeniem reprezentacji Polski zagranicznemu szkoleniowcowi. Skoro tak, to idealnym rozwiązaniem powinno być mianowanie trenera Brosza na asystenta selekcjonera. Gdyby miał okazję popracować trochę przy pierwszym zespole, byłaby to ciekawa opcja, aby w przeszłości płynnie przejął kadrę.
Czytaj więcej: Ryszard Tarasiewicz dla Goal.pl: każdy jest kozakiem, gdy nie ma już do czynienia z drugim człowiekiem
Komentarze