6 wniosków po Polska-Austria. “Bójkę wytrzymaliśmy, przegraliśmy na argumenty piłkarskie”

Pod kątem czystej walki Polacy nie pękli, a były o to obawy. Polegliśmy w dyskusji na argumenty piłkarskie. Nie byliśmy grzecznymi chłopakami. I dobrze. Ale nie byliśmy też zespołem, który lepiej gra w piłkę.

Polska - Austria
Obserwuj nas w
Mateusz Porzucek PressFocus Na zdjęciu: Polska - Austria
  • Entuzjazm po stylu gry w przegranym meczu z Holandią wyparował. W meczu z Austrią też przegraliśmy, ale tym razem wyglądaliśmy ubogo z piłką przy nodze, a odwagę widzieliśmy tylko w starciach fizycznych
  • Michał Probierz zaskoczył ze składem, ale tym razem ryzyko się nie opłaciło – nie wypaliła gra z duetem napastników, rozczarował Jakub Piotrowski, a Paweł Dawidowicz popełnił jeszcze więcej błędów niż Bartosz Salamon
  • Czy to jednak oznacza, że musimy wrócić do futbolu, który chcieliśmy grać na mundialu w Katarze? Nie, absolutnie nie

Probierz nie trafił ze składem. Przekombinował?

Michał Probierz znów zaskoczył ze składem. Pewnie jest to jakaś rzecz, którą można docenić – kadra jest dość szczelna, jeśli chodzi o informacje na temat wyjściowej jedenastki. Wieści nie wypływają do mediów, dopiero tuż przed spotkaniem pojawiły się plotki, że Robert Lewandowski (wbrew wczorajszym zapowiedziom) jednak nie zagra od początku. Podobnie było przed pierwszym starcie na Euro 2024, gdy w składzie znalazł się Romańczuk.

Sprawdź ostatnie materiały wideo związane z Euro 2024.

Element zaskoczenia zatem znów zaistniał, bo gra na dwóch napastników czy duet Piotrowski-Slisz nie były awizowane przez dziennikarzy. Ale trzeba postawić sprawę jasno – Michał Probierz ze składem nie trafił. Już w przerwie przyznał się do błędu i ściągnął z boiska kompletnie zagubionego Piotrowskiego. Pewnie zbyt długo na placu gry trzymał Slisza. Niewiele dała gra z duetem napastników, nawet jeśli Piątek strzelił gola, to ten model gry nie przynosił spodziewanych efektów.

Nie sprawdziła się też podmiana w defensywie. Salamon zawalił przy golu Weghorsta w minioną niedzielę, ale Dawidowicz miał dziś udział przy właściwie każdej akcji bramkowej Austriaków. Nawet jeśli przed meczem można było pomyśleć “okej, Probierz wie co robi”, tak rozliczając selekcjonera z decyzji, widzimy dziś więcej minusów niż plusów.

Wytrzymaliśmy bójkę, przegraliśmy na argumenty piłkarskie

Znaczna część dyskusji przed drugim meczem grupowym dotyczyła tego, jak dużo trzeba będzie z Austriakami powalczyć. Eksperci, dziennikarze i kibice wskazywali na to, jak ostro ekipa Rangnicka traktowała Francuzów. Wymieniane były statystyki dotyczące liczby pojedynków Austriaków, zaangażowania w pressing, osiągów fizycznych.

I pod kątem czystej walki Polacy nie pękli. Z jednej strony Austria nie była już aż tak diabelnie agresywna, ale i my doskoczyliśmy do poziomu, który narzucił rywal. Nie tu leżał problem w dzisiejszym meczu.

Tylko u nas

Polegliśmy w dyskusji na argumenty piłkarskie. Nawet jeśli odzyskiwaliśmy piłkę, to pierwsze-drugie podanie było zbyt niedokładne lub nieprzygotowane. Jeśli któryś z napastników schodził do zagrania “na ścianę”, to zgrywał niecelnie. Zbyt mało było zagrań na wolne pole – zwłaszcza przy wysoko ustawionej i zawężającej pole gry defensywie Austrii.

Nie byliśmy grzecznymi chłopakami. I dobrze. Ale nie byliśmy też zespołem, który lepiej gra w piłkę.

Nie da się schować takich błędów w obronie

To moja największa obawa o przyszłość, czyli dyskusja po Euro o tym, że “musimy grać defensywie”. Oczyma wyobraźni już widzę aktywizację frakcji spod znaku “na mundialu w Katarze graliśmy defensywie i dało to wyjście z grupy!”. A przecież to bzdura. Graliśmy defensywnie, ale dopuszczaliśmy do jeszcze większej liczby okazji niż na Euro. Wisieliśmy na geniuszu Wojciecha Szczęsnego. Możemy polemizować nad tym, czy mieliśmy wówczas lepszych rywali, ale nie czarujmy się – awansu z grupy nie dało nam defensywne ustawienie, tylko olśniewająca forma bramkarza.

A na tym Euro gramy fatalnie jeśli chodzi o personalia w defensywie. Nie jest aż tak istotne to, jak wyjdziemy na boisko pod kątem nastawianie. Salamon zgubiłby Weghorsta zarówno przy obronie wysokiej, jak i niskiej. Dawidowicz zapomniałby o kryciu Traunera bez zważania na to, jak ryzykownie miałaby grać kadra. Podobnie jak Bednarek źle ustawiłby się względem Sabitzera. Problemem nie jest podejmowanie ryzyka, gra zbyt wysoka czy zbyt ofensywne nastawienie. Jest nim indywidualna jakość obrońców, którymi dysponujemy.

Są opcje w środku, ale pytanie – na ile dobre?

Romańczuk, Zieliński, Szymański, Urbański – kwartet środkowych pomocników na mecz z Holandią. Slisz, Zieliński, Piotrowski – trio na mecz z Austrią. Z ławki dwukrotnie wchodził Moder. W dwóch meczach zobaczyliśmy aż siedmiu pomocników hasających w centrum boiska.

W teorii mamy opcje. Selekcjoner nie jest zamknięty w gronie trzech-czterech piłkarzy, co do których ma zaufanie. To pewnie cieszy, to zapewne buduje optymizm. Natomiast pod znakiem zapytania stoi to, na ile te opcje są jakościowe. Piotrowski dał przyzwoitą, choć krótką zmianę z Holandią, ale jego występ z Austrią ocierał się o kuriozum, bo wyglądał tak, jakby presja tego starcia totalnie go przerosła. Slisz nie zdążył za rywalem przy golu na 1:2, a i w rozegraniu wielokrotnie wyglądał nieporadnie. Moder był bardzo obiecujący z Holandią, ale zmianę z Austrią już dał mdłą. Romańczuk z Holendrami się spisał, ale już po pierwszej połowie było widać, że nie jest w stanie zagrać na takiej intensywności więcej niż godzinę.

POLECAMY TAKŻE

Tak naprawdę bez zarzutów zagrał tylko Piotr Zieliński. Ale sam Zieliński to za mało, co było widać w drugiej połowie, gdy Austriacy siadali mu na plecach za każdym razem, gdy kierowana była do niego piłka. Musiał schodzić niżej, szukać przestrzeni na własnym boisku, ale wówczas brakowało nam zawodnika o piętro wyżej, który mógłby zagrać tak, jak dzisiejszy kapitan kadry.

Moder, Urbański, być może Szymański (choć w kadrze rozczarowuje), ale nader wszystko Zieliński – o takie profile musimy oprzeć tożsamość tej kadry na kolejne cykle eliminacyjne.

Dobra atmosfera nie oznacza dobrej mentalności

Czeka nas teraz wylew memów o tym, że jednak garnitury Probierza nie grają. Będziemy słuchać o tym, że nikt jeszcze nie strzelił gola głośnikiem JBL-a, więc trudno oczekiwać tego po Puchaczu. Pojawią się drwiny z tego, że tak chwalona atmosfera nie przełożyła się na dobrej granie w piłkę.

Cóż, to nieodłączny element porażki na oczach kilku milionów ludzi. Ale tak po prawdzie – dobra atmosfera nie jest winna tego, że Holendrzy i Austriacy strzelili nam pięć goli.

Bardziej rozczarowujące jest to, że Austriacy mogli nam strzelić jeszcze z dwie sztuki. Frustrujący był fragment w okolicach 88. minuty, gdy ekipa Rangnicka wymieniała sobie piłkę na naszej połowie. A frustrujący dlatego, że nie rzuciliśmy się na Austrię. Pozwalaliśmy im na to. Brakowało tylko gromkiego “ole!” na trybunach. Zdecydowanie bardziej doceniłbym ordynarny faul i przerwanie tego festiwalu grania od nogi do nogi, a nie obserwowanie tego, jak Austriacy się bawią.

Cieszę się, że wewnątrz kadry tworzą się relacje, że grupa jest zjednoczona. Ale chciałbym też reakcji na złe momenty. Dobra atmosfera jest cenna, ale jeszcze cenniejsza jest dobra mentalność.

Austria to produkt gotowy, my wciąż w częściach i szukamy instrukcji

Pamiętam, że jakoś dwa lata temu, na początku kadencji Rangnicka, pewnego leniwego wieczoru odpaliłem sobie mecz Austrii z Francją. To było starcie Ligi Narodów, w której Austriacy nie wygrali żadnego meczu. Ale patrzyłem na zespół, który chciał gonić Francuzów na całym boisku, błyskawicznie przechodził z obrony do ataku, rzucał się do kontrpressing po każdej stracie.

Dzisiaj oglądaliśmy taką Austrię. Może nie byli tak ultraagresywni, jak w pierwszym meczu Euro, ale akcje bramkowe to jest wypisz-wymaluj futbol Rangnicka. Maksymalnie szybko, maksymalnie prosto, maksymalnie skutecznie.

A co z nami? W 2022 roku graliśmy jeszcze z Glikiem w środku defensywy, z duetem pomocników Krychowiak-Linetty, z ławki wchodził Mateusz Klich. Zdążyliśmy zmienić selekcjonera z Michniewicza na Santosa, zmienić Santosa na Probierza, wywrócić kadrę do góry nogami, przejść od “gramy na wynik, bez stylu” do “gramy bez stylu, ale i bez wyniku”, by tuż przed Euro sprawdzić opcję “a może zacznijmy od stylu, może to da wynik”.

Dziś jasno zobaczyliśmy różnicę między produktem gotowym i produktem, który jest jeszcze w częściach. Byliśmy jak ten mebel skręcony do połowy.

Komentarze