Olkiewicz: mistrzostwa Europy w graniu na nerwach Serbom

Można oczywiście pisać, że sobie zasłużyli - będzie to w dużej części prawda, zwłaszcza dziś, gdy na trybuny wnoszą rosyjskie flagi i skandują nazwisko Władimira Putina. Można uciąć temat krótką i w sumie dość dobrą poradą: nie tykaj Bałkanów, bo zmiecie cię z planszy liczba kontekstów, podtekstów i wzajemnych świństw. Ale im dłużej trwa turniej, tym mocniej się zastanawiam - czy to nie są czasem Mistrzostwa Europy w graniu na nerwach Serbom?

Kibice reprezentacji Serbii
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Kibice reprezentacji Serbii
  • Wczorajszy gol Shaqiriego absolutnie przeważył – ten znienawidzony w Serbii albańsko-kosowski Szwajcar wydawał się korzystać z przywilejów emerytury w MLS, ale gdy przychodzi duży turniej – Shaqiri robi swoje.
  • Dla Serbów bolesne mogą być jednak nie tylko sukcesy Shaqiriego i Xhaki, ale także miano najdzielniejszego spośród słabych, na które w 180 minut dzielnie zapracowała Albania.
  • To co jednak w sprawie Serbów na turnieju najistotniejsze, to podejście świata do uniwersum bałkańskiej polityki, które dość mocno wdarło się na scenę właściwie w każdym meczu z udziałem ekip z tej części świata.

Znowu Shaqiri, znowu Xhaka

Mistrzostwa Świata w Rosji, 2018 rok. Serbia trafia w fazie grupowej na Szwajcarów, w barwach których występuje dość mocna kolonia albańsko-kosowska. Granit Xhaka czy Xherdan Shaqiri identyfikują się ze swoimi korzeniami na tyle mocno, że w momencie uznania Kosowa jako kolejnej reprezentacji narodowej w ramach UEFA rozważano, czy istnieje szansa na “zmianę barw” przez ten duet. Ostatecznie flaga Kosowa pozostała jedynie elementem na butach Shaqiriego, który umieścił ją w towarzystwie flag Albanii oraz Szwajcarii, natomiast nie trzeba było nikogo przekonywać, że dla obu Szwajcarów to prawie derby. A dla Serbów kolejna okazja, by wykrzyczeć to i owo o Albanii, Albańczykach, kosowskich Albańczykach i szwajcarskich Albańczykach też.

Xhaka strzelił na 1:1. Bolało. Shaqiri strzelił na 2:1 w 90. minucie, co przy nadchodzącym meczu Serbów z Brazylią niemal wyrzucało ich z turnieju. Bolało jeszcze bardziej. Ale kto wie, czy najbardziej nie zabolały gesty albańskiego orła, które wykonali prowokacyjnie Szwajcarzy albańskiego pochodzenia. Najkrócej rzecz ujmując – dla Serbów ten znak oznacza albańskich nacjonalistów, a albańscy nacjonaliści to ludzie paradujący z dumą w towarzystwie flag, na których granice Albanii rozciągają się od dalekich miasteczek serbskich aż po Grecję. Trochę tak, jakby ktoś machał nam przed oczami flagą rosyjskiego imperium z okresu zaborów. Po strzeleniu nam dwóch goli na wagę 3 punktów.

Oczywiście Serbowie odpadli. Oczywiście Szwajcarom się upiekło, mimo dość oczywistego prowokacyjnego i niezbyt sportowego zachowania, spotkała ich jedynie finansowa kara. Serbowie się powściekali, jak to oni, ale przecież z drugiej strony od lat są przyzwyczajeni do ciosów spadających ze strony międzynarodowych organizacji.

Gdy wczoraj w meczu przeciw Szkotom Shaqiri trafił w sposób, który gwarantuje obecność we wszystkich highlightsach turniejowych, od razu pomyślałem o Serbach. Dziś ze Słowenią grają o życie, oczywiście pozostają faworytami, niektórzy widzieli ich nawet w roli czarnego konia. Natomiast nawet w takich kwestiach futbolowi bogowie im nie odpuszczają. Shaqiri w MLS w tym sezonie grywał coraz mniej, strzelił ledwo dwa gole i dorzucił jedną asystę. W maju, tuż przed turniejem, zagrał w czterech meczach, cztery razy Chicago Fire przegrywało. Co ciekawe – Shaqiri zniknął na kadrę i Fire w następnych czterech meczach zdobyło już 8 oczek (wcześniej w 14 meczach 10 punktów).

Ale przyszedł turniej. Shaqiri musiał strzelić coś ważnego. I oczywiście musiał strzelić tak, że nawet serbskie telewizje będą to puszczały od rana do 14.30. Potem zacznie się pewnie studio przed meczem ze Słowenią.

Ale nie tylko Shaqiri

Stały punkt programu w postaci sukcesów albańskich Szwajcarów – często kosztem Serbów, bo przecież wyrzucili ich nie tylko z MŚ w Rosji, ale też z Kataru (gol Shaqiriego, liczne przepychanki w końcówce) – to jedno. Drugie – że powoli na stale chwalonego i docenianego uczestnika turnieju wyrasta Albania. Jeśli chodzi o udane imprezy na mistrzostwach kontynentu – Albańczycy w ostatnich latach mają już dwie, obok Euro 2016 stanęło wczoraj Euro 2024. To o dwie więcej niż Serbia w całym XXI wieku – bo Serbowie mimo niezaprzeczalnego potencjału piłkarskiego, ostatni raz na Euro byli w 2000 roku, jeszcze jako Jugosławia.

I co? Albańczycy w 2016 roku zachwycili świat, gdy najpierw do 90. minuty trzymali w szachu gospodarzy, ocierając się o remis z Francją, a potem pokonali Rumunów. W pierwszej kolejce obecnego Euro zapisali się na stałe w historii jako zdobywcy najszybszej bramki, w drugiej kolejce sensacyjnie urwali punkty Chorwatom – w dodatku po golu w doliczonym czasie gry, przy akompaniamencie aplauzu nie tyle dla piłkarskiego kunsztu, co dla walki, determinacji, zaangażowania Albańczyków. Chwalony był nie tylko zespół, chwalony był naród. Wielki, dumny, wojowniczy albański naród. Nie trzeba przykonywać, jakie to ważne w kontekście serbskiej optyki.

Ktoś powie – dobrze, Serbów to na pewno nie rusza, na pewno już zapomnieli, zresztą sami przecież mają tak złożoną historię, że nie powinni być pamiętliwi. Właściwie w ich interesie jest zapomnieć o przeszłych zatargach, by nikt nie wypominał serbskich decyzji z lat dziewięćdziesiątych. Natomiast… nie wydaje się, by była to prawda. Nie po historii z dronem nad stadionem w Belgardzie, nie po wszystkim co się zdarzyło na linii Serbia-Albania w ostatniej dekadzie. Zresztą, także ta nieco starsza historia serbsko-albańska jest doskonale znana, nie trzeba tutaj żadnego socjologa, by potwierdzić, że sukcesy Albańczyków dla wielu Serbów są równie gorzkie jak serbskie porażki.

Natomiast jestem przekonany, że żadne piłkarskie zdarzenie nie boli ich mocniej, niż to, co wydarzyło się – a może raczej co się nie wydarzyło podczas meczu Chorwacja – Albania.

Sprawiedliwość dla klasowego bandziorka

A stało sie sporo. Chorwaccy i albańscy kibice wspólnie wznosili śpiewy o “ubijaniu” Serbów, a według niektórych relacji sporo kontrowersyjnych flag wymierzonych właśnie w Serbię mieli wywiesić i Chorwaci, i Albańczycy. Jak podaje Michał Banasiak z Instytutu Nowej Europy – mogły się tam znaleźć również flagi Armii Wyzwolenia Kosowa, której dokonania to między innymi zwyczajne terrorystyczne zamachy bombowe. Przynajmniej w przypadku Albańczyków nie byłoby to szczególne zaskoczenie – już za mecz z Włochami Albania dostała drakońską karę blisko 40 tysięcy euro za zachowanie kibiców – a jedną ze składowych tej kwoty była właśnie kara za “treści niezwiązane z widowiskiem sportowym”, co UEFA rezerwuje na treści polityczne, które jej nie do końca pasują. Za swoje flagi dotyczące Kosowa i Rosji na meczu z Anglią Serbia zresztą też dostała 10 tysięcy euro kary.

Teraz Serbowie – i to naprawdę popularni Serbowie, politycy, celebryci, sportowcy – domagają się równego traktowania i poważnego śledztwa w sprawie tego, kto śpiewał, kto wnosił flagi czy szaliki. Szczególnie, że w przypadku Albanii będzie to już recydywa. I co do zasady – trudno im się nawet dziwić. Nawet klasowy chuligan, bandziorek, który lubi wszystkich zaczepiać i popychać, zasługuje na sprawiedliwość, gdy ktoś jemu wywinie numer. Można to rozumieć, można nawet stanąć w szeregu z tymi, którzy domagają się zdecydowanej reakcji.

Natomiast nie jestem przekonany, czy nadal Serbom wypada współczuć. W 2018 roku, gdy prowokowali ich Xhaka z Shaqirim? Prędzej. Z dzisiejszej perspektywy, gdy oni sami na ulicach niemieckich miast wywieszają flagi swoich rosyjskich “braci” oraz wnoszą śpiewy ku czci zbrodniarza wojennego (w przeciwieństwie do poprzednich podobnych występków – tym razem “wciąż aktywnego”)… Jasne, trzeba zawsze pamiętać o serbskiej historii, o tym, czyje bomby w stolicy pamiętają ludzie dorastający w Belgradzie. Natomiast coraz ciężej wykrzesać z siebie współczucie.

Jednocześnie współczucie nie powinno być powiązane ze sprawiedliwością. I tak jak bezwzględnie ohydne i karygodne są flagi Rosji ze śpiewami o Putinie, tak i zdarzenia z meczu Chorwatów z Albanią nie powinny pozostać bez reakcji. Już teraz jest jasne, że skala komentarzy wokół tego jest nieporównywalnie mniejsza, niż w przypadku sytuacji, gdy zawinili Serbowie. A tworzenie takich dysproporcji, to de facto umacnianie Serbów w przekonaniu, że cały świat się na nich uwziął i tylko czeka, by ich za cokolwiek ukarać. Przy jednoczesnym ponadnaturalnym pobłażaniu tym, którzy są po drugiej stronie bałkańskiego sporu.

Choćby po to, by wytrącić Serbom ten argument z ręki, wypadałoby, by UEFA zadziałała szybko, sprawnie i skutecznie. Z golami Shaqiriego i dobrymi występami Albańczyków nic się nie da zrobić, ale te flagi UCK oraz śpiewy, wypadałoby chociaż odnotować.

Nawet jeśli cierpi klasowy łobuz, którego wszyscy i tak mają dość.

Komentarze